Strony

środa, 4 kwietnia 2012

Flamandzka rekonkwista Anke Van dermeersch


Anke Van dermeersch

Prawicowy Blok Flamandzki (Vlaams Belang) należy do organizacji zachodnioeuropejskich najbardziej konsekwentnych w obronie etnicznej tożsamości Europy. O ile narodowe partie zachodnioeuropejskie toną w liberalnym bełkocie, budując swój wizerunek w oparciu o zmienne sondaże wyborcze, to partia Filipa Dewintera uparcie podkreśla prawdę, że meczety nie pasują do europejskiego krajobrazu, a muzułmanie lepiej wyglądają na tle palm daktylowych i wielbłądów niż antwerpskich kamieniczek. Lewica i liberalna kamaryla nienawidzi Vlaams Belang, starając się partię zdyskredytować, ośmieszyć, oskarżyć o separatyzm, faszyzm, rasizm i ksenofobię. Jedno jest pewne Flamandowie są bardziej zdecydowani w obronie etnicznego oblicza Europy niż np. francuski Front Narodowy.

Niedawny zamach w Tuluzie wywołał falę oburzenia przelewającą się przez Europę zachodnią. Liberalne media utonęły w dywagacjach na temat fundamentalizmu islamskiego, antysemityzmu muzułmańskiego i podobnych strachów na wróble spędzających sen z powiek wyborcom o „wyważonych i umiarkowanych poglądach”. Liderka Vlaams Belang, senator Anke Van dermeersch na swoim blogu wskazuje na fakty przemilczane przez oficjalną liberalną propagandę.  
Zdaniem prawicowych analityków flamandzkich, przemawiających ustami atrakcyjnej pani senator, islamski terrorysta Muhamed Merah odpowiedzialny za zamordowanie 7 osób w trakcie swojego zbrodniczego działania we Francji nie działał w pojedynkę. O tym zresztą poinformowały już europejskie media. Pewnym jest, że był on członkiem muzułmańskiej organizacji Forsane Alizza (Wojownicy Chwały), która podlegała obserwacji francuskich służb specjalnych i została ostatnio rozbita.  Dla flamandzkich regionalistów (nacjonalistów?) niepokojący jest fakt ścisłego powiązania działalności francuskiej Forsane Alizza z radykalnie islamistyczną organizacją Sharia4Belgium, której liderem jest Fouad Belkacem. Występuje nie tylko pełna zgodność postulatów tych organizacji: wprowadzenie w Europie szariatu, nakaz przestrzegania kobiecego stroju muzułmańskiego, czy powołanie kalifatu europejskiego, ale szereg wspólnych akcji, które łatwo spostrzec analizując materiały zamieszczone w internecie. Wspólne demonstracje, wywiady, spotkania. 
Niektóre działania były sprzężone z doskonale zorganizowaną i posiadającą bardzo dobre zaplecze materialne organizacją brytyjską Sharia4UK, z którą islamiści belgijscy i francuscy zorganizowali manifestację „Wspólnie bronimy islamu w Paryżu”
9 kwietnia 2011 roku obie organizacje manifestowały w Brukseli pod hasłem wprowadzenia przepisów prawa koranicznego w czasie której wznosiłyflagę dżihadu, będącą oficjalnym muzułmańskim wypowiedzeniem wojny.
Anke Van dermeersch nie pozostawia wątpliwości: „Jak długo nasze władze tolerują a nawet ułatwiają działanie radykalnym islamistom, nasi obywatele są narażeni na takie same zbrodnicze akty, jakie widzieliśmy we Francji. Fundamentalistyczny islam, promowany przez Sharia4Belgium, który usprawiedliwia takie działania w imię dżihadu, zagraża nam dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek. Grupa ta kierowana przez Abu Imrana lub Fouada Belkacem, nie tylko utrzymuje bliskie stosunki z islamskimi mordercami z Forsane Alizza, ale promuje dokładnie taki sam system islamskich „wartości”, zawierający się w jednym słowie: szariat”.          
W podobnym tonie utrzymana jest wypowiedz lidera Vlaams Belang Filipa Dewintera, który przypomina, że belgijscy islamiści utrzymują bardzo bliskie kontakty ze swoimi francuskojęzycznymi kolegami. Jego zdaniem, styl polityczny Sharia4Belgium zgadza się w 100 procentach z grupą Muhameda Meraha. Dewinter stwierdził: „W celu ochrony naszego kraju przed dżihadystami dokonującymi zbrodni, wspieranymi przez fundamentalistów islamskich i opierających się na tradycyjnym modelu islamskiego szariatu, organizacja Sharia4Belgium powinna zostać natychmiast zlikwidowana. Natomiast lider organizacji islamistycznej Fouad Belkacem jak najszybciej usunięty z europejskiej ziemi!”.
Uwagę przykuwa również inna inicjatywa wojowniczej flamandzkiej pani senator, uderzająca w czuły punkt islamskiego „systemu wartości”.
Akcja społeczna zdobyła już serca wielu flamandzkich (i walońskich też!) kobiet. Spotkała się również z atakami wściekłości muzułmańskich organizacji religijnych i społecznych. Sprawa w sumie jest prosta i polega na wprowadzeniu norm europejskich w obszar muzułmańskich małżeństw w Belgii. „Ani dziwka, ani niewolnica” głosi tytuł książki napisanej przez Anke Van dermeersch, dając impuls do powstania inicjatywy społecznej „Flamandzkie kobiety przeciwko islamizacji”. Wywiad na ten temat zamieścił Vlaams Belang Magazine w numerze marcowym z tego roku.          
Senator zapytana o pozycję kobiety w świecie islamskim, który my postrzegamy zewnętrznie tylko jako nakaz specyficznego ubioru, akcentuje, że ubiór jest tylko oznaką traktowania kobiety w kulturze muzułmańskiej. Określenie marginalizacja pozycji kobiety jest eufemizmem, ponieważ islam opiera się na głębokim społecznym upośledzeniu kobiety. To nie jest tylko podległość kobiety mężczyźnie, jaką powierzchownie można przypisać również kulturze europejskiej, to jest wyrastające z Koranu traktowanie kobiety jako istoty ubezwłasnowolnionej i niedojrzałej (niedorozwiniętej) do decydowania o sobie. Muzułmańskie kobiety nie posiadają prawa do wielu rzeczy, które dla nas w Europie wydają się podstawowymi naszymi prawami. Anke Van dermeersch podaje jako przykład wyrastający z szariatu zakaz dziedziczenia przez kobiety, nie posiadają również prawa do edukacji, nie mają możliwości dochodzenia swoich praw w sytuacji odrzucenia w małżeństwie, nie mają prawa do obrony w obrębie małżeństwa. W książce pani senator udowadnia, że nie można tego tolerować nawet jeśli takie nadużycia w Europie maja miejsce w sferze prywatnej. Dodajmy, to jest właśnie wykorzystywane skutecznie przez pozostający w ofensywie islam.
Vlaams Belang niejednokrotnie oskarżano o mizoginizm, rasizm i fundamentalizm chrześcijański. Anke Van dermeersch nie ma złudzeń, że cały ten arsenał zostanie uruchomiony (no, może bez epitetu „mizogini”) przez lewicowe media, ponieważ nie są one zainteresowane rozwiązaniem tego problemu. One za ten nabrzmiały problem przecież odpowiadają!  Zapytana o sytuację islamu w Belgii na tle Londynu, w którym islamiści oficjalnie wprowadzili szariat w niektórych dzielnicach, autorka książki przestrzega, żeby nie popadać w triumfalizm. Szariatu oficjalnie w Belgii nie ma, ale w Anglii czy Kanadzie, jeszcze kilkanaście lat temu wprowadzenie koranicznego prawa byłoby nie do pomyślenia, a teraz jest faktem. Liderka flamandzkich nacjonalistów zwraca uwagę, że brak kamieniowanych kobiet nie znaczy, że nie ma widocznego wpływu szariatu na belgijskie prawodawstwo. Widzi je przede wszystkim w obszarze prawa spadkowego, które od dawna jest – dodajmy – obszarem dywersyjnych działań lewicy. „Prawo islamskie jest już respektowane w naszym kraju, ale nie jest jeszcze widoczne na powierzchni” – stwierdza Anke Van dermmersch. 
Nowa kampania społeczna wzbudza coraz większe zainteresowanie. Jest ona pokłosiem napisanej książki i efektem inicjatywy kilku kobiet (m.in. jednej z córek Filipa Dewintera), dzięki którym powabna kobieta w burce pojawiła się na belgijskich bilbordach. Akcja skierowana jest dla młodych europejskich dziewczyn, aby nie dały się zwieść baśniom z tysiąca i jednej nocy o tolerancyjnym i sympatycznym islamie. Za noszonymi kwefami i burkami stoją aranżowane małżeństwa, poligamia i inne rzeczy, których nie widać na pierwszy rzut oka.
Dzięki akcji bilbordowej pojawiła się już nowa inicjatywa: „Flamandzkie kobiety przeciw islamizacji”, a za nią kolejna „Flamandzkie miasta przeciw islamizacji”. Chodzi o stworzenie szerokiego frontu walki z islamizacją Europy. Najpierw tu we Flandrii, później w reszcie kontynentu. Anke Van dermmersch zaprasza na stronę internetową akcji: 


Opracował Otto Kreczmar