„Meine Trauer”,
mawiała zawsze moja Tante Truda, podsumowując słabą kondycję świata. Mawiała
tak, kiedy nie szła jej karta brydżowa. Kiedy babcia dzieliła się z nią
smutnymi wiadomościami dotyczącymi upadku moralnego bliźnich. Kiedy każde,
nawet powierzchowne porównanie peerelowskiej codziennej „szarej maści” z
enerfowskim Eldorado wypadało na niekorzyść sprawiedliwości społecznej i
dziejowej. Powiedzonko ciotki Gertrudy było inne od pradziadowego (znanego
tylko z opowieści) „Ce horrible!”, przywiezionego z francuskiej niewoli, które
zwiastowało zwykle wybuch niepohamowanej wściekłości, niekiedy gwałtownie
przemieszczającej drobne sprzęty domowe. W tym „Meine Trauer” zawierał się nie
tyle sprzeciw wobec świata, co trudne do zdefiniowania zakłopotanie.
Strony
▼
wtorek, 18 września 2012
niedziela, 9 września 2012
Rozczarowania
Z Księgi Przyjaciół
„Temu, kto zanadto
się buntował, dość energii pozostaje w końcu tylko na rozczarowanie”
Emil Cioran
Nigdy nie wzywam
Erynii. Wystarczy „krew” Dionizosa.
Desegnano jest pozycją wyjściową
do zrozumienia świata. Mówiłem już o tym wielokrotnie, uzasadniając
chrześcijańską prowinencję poglądu ojca Gracjana. Łatwo pisać... Ale jak
praktycznie pogodzić desegnano –
rozczarowanie światem – z pozostawieniem nienaruszonej chrześcijańskiej
nadziei. Nadziei na ostateczne zwycięstwo Dobra na świecie. Nadziei na
ostateczne pokonanie rozkładu i głupoty. Nadziei na możliwość postrzegania
relacji między ludźmi w kategoriach dawnych wartości – lojalności, przyjaźni,
wierności, miłości. Temat nie nowy, okaleczony w jednej z nieudanych powieści
Raspaila, łączącej western z powieścią apokaliptyczną. Juan Donoso Cortes
twierdził, że wszelkie dobro otrzymywane od innych ludzi, jest realnym Cudem.
Jest heroicznym przezwyciężeniem okaleczonej natury ludzkiej, niemożliwym do
spełnienia bez Boskiej interwencji. I
trudno odmówić mu nie tylko teologicznej głębi, jak również zmysłu obserwacji
godnej jednookiego diuka la
Rochefoucauld.