Strony

sobota, 25 lutego 2012

Może...jest Martwe?


Tik-tak, tik-tak – tyka bomba demograficzna w Izraelu, który w powszechnej opinii jest krajem stabilnej struktury demograficznej. Masowa imigracja żydowska do Izraela odchodzi do lamusa, a budowa osiedli dla żydowskich osadników maskuje prawdziwe kłopoty z przyrostem naturalnym. Wywiad z izraelskim analitykiem i specjalistą od Bliskiego Wschodu Benem Moscovitchem, zamieszczony w International BussinesTimes, daje wiele do myślenia o politycznej przyszłości tego rejonu Bliskiego Wschodu.

Pamiętamy słynną wypowiedź Arafata, w której ostrzegł syjonistów przed lekceważeniem Palestyńczyków. Powiedział wtedy, że palestyńskimi bojownikami są nie tylko mężczyźni, ale przede wszystkim kobiety dające życie kolejnym pokoleniom palestyńskiego narodu. Żydzi, wydawałoby się, mocno zapamiętali te słowa. Do dziś panuje strach w izraelskich środowiskach politycznych przed arabską dominacją populacyjną. Strach, który rozpuszcza wyłącznie kwas lewackiego życia z dnia na dzień trawiący większość młodych Żydów.
Palestyńczycy są dobrym przykładem narodu, któremu brak państwa, dobrobytu, stabilizacji i osłon socjalnych nie przeszkadza w populacyjnej tendencji wzrostowej. Wskaźnik urodzeń utrzymuje się stale na takim poziomie, że izraelscy demografowie biją na alarm, stwierdzając iż w ciągu najbliższych dziesięcioleci muzułmanie staną się większością w Izraelu. Parlamentarna prawica premiera Benjamina Netanjahu z Likudu postanowiła zahamować tendencję wzrostową w charakterystyczny dla biurokratów sposób. Mianowicie sprowadzić więcej Żydów na Zachodni Brzeg Jordanu. Powoduje to liczne protesty palestyńskie, wskazujące na łamanie podjętych przez Izrael zobowiązań pokojowych dotyczących budowy państwa palestyńskiego. Likud w charakterystyczny dla liberalnej prawicy sposób próbuje pogodzić ogień z wodą (umiarkowany program gwarantuje w wyborach miejsca w Knesecie), uznaje prawo Palestyńczyków do niepodległego państwa, jednocześnie wchłaniając terytoria zamieszkałe w przeważającej mierze przez muzułmanów. Cała polityczna gra dzisiejszych demokratycznych elit jest tak naprawdę zjadaniem swojego ogona. Wybory polityczne Likudu zbliżają Izrael do zagłady nie mniej niż lewacki kosmopolityzm i rozkład moralny. Wybór terytorialnej opcji Netanjahu, jego chciwość ziemi, powoduje zwiększanie populacji palestyńskiej w obrębie Izraela. Fakt nie do pozazdroszczenia dla prawicowego polityka, którego medialny wizerunek budowany jest w stylu macho: albo zmniejszenie terytorium swojego państwa i przyznanie się, do niemożności połknięcia nabytków, albo „wielkie żarcie”, które w stylu niektórych amazońskich Indian musi zakończyć się cichą śmiercią z przeżarcia.
Tik-tak, tik-tak... tyka bomba demograficzna nad Morzem Martwym. Od 2010 roku całościowe tempo wzrostu izraelskiej populacji utrzymuje się na poziomie 1,9% rocznie. Kiedy zanalizujemy dokładnie te uspokajające prawie 2%, współczynniki ukazują nam prawdziwy problem demograficzny majaczący na horyzoncie. Populacja arabska rozwija się w tempie 2,6% rocznie, podczas gdy żydowska 1,7% rocznie. Pomimo tego, że od 1990 roku wartości spadły zarówno po stronie palestyńskiej jak i żydowskiej, przewaga jest widoczna. Średnia wieku żydowskiej populacji wynosi 31,6 lat, dla Palestyńczyków 21,1. Sytuacja dzisiejsza usypia czujność codziennego czytelnika oficjalnych „Rauberblattów” – 75% społeczeństwa izraelskiego stanowią Żydzi, a 25% (w tym chrześcijanie arabskiego pochodzenia i Druzowie) Palestyńczycy. Tak, ale dane podaje się zawsze bez Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu, gdzie przewaga arabska jest miażdżąca. Przedstawione dane radują Palestyńczyków. Wahid Abd Al-Magid, redaktor czasopisma „Al-Ahram”, przewiduje, że Arabowie będą stanowili większość w Izraelu w 2035 roku, „a na pewno w 2048 roku”. To bardzo mały dystans czasowy.
Prawica izraelska bije na alarm, ale artykułowane pomysły przypominają nie ryk trąb jerychońskich, ale cienki falset Jimmy’ego Sommerville’a. Icchak David, izraelski ekspert związany z armią, zaproponował wprowadzenie restrykcyjnej polityki planowania rodziny w stosunku do muzułmańskiej populacji. Bezbarwny politycznie były premier Izraela Ehud Olmert przestrzegał Izraelczyków przed lekceważeniem wojny demograficznej, która może zakończyć się dla Żydów skąpaniem w morzu krwi i łez. Cicha śmierć rozgościła się nad Morzem Martwym?
Moscovitch zastrzega się w wywiadzie, że zdania co do rychłej populacyjnej dominacji Palestyńczyków stanowią kontrowersję wśród izraelskiej klasy politycznej. Rozwiązanie tworzące niepodległe państwo palestyńskie jest trudne do zaakceptowania, nawet jeśli ma być konsekwencją upadku demograficznego izraelskiej społeczności. Izraelski analityk wskazuje w wywiadzie na „języczek wagi”, którym jest niewłączenie do Izraela arabskiej populacji ze Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu. Niepoprawny optymista zakłada, że z populacją arabską wewnątrz państwa Izraelczycy poradzą sobie bez problemów.
W jaki sposób? Socjalistyczny. Dla optymistów izraelskich (Moscovitch jest „niezależnym” czyli lewicującym analitykiem) wieniec laurowy zwycięzcy ukryty jest w gąszczu przywilejów socjalnych, którymi obsypani zostaną posiadacze licznej gromady potomstwa. W równym stopniu żydowscy ortodoksi będący populacyjną lokomotywą Izraela, jak i Palestyńczycy, mający liczne potomstwo „ot, tak po prostu”. Bogata opieka społeczna ma w magiczny sposób odwrócić populacyjną tendencję i zabezpieczyć Izrael przed skutkami arabskiej dominacji wewnątrz państwa. Ale sam Moscovitch przyznaje, że Izrael jest państwem, w którym istnieje „równość wszystkich obywateli”, która pozwoli Palestyńczykom korzystać z tych samych przywilejów co Żydom. Czy tendencja jeden do dwóch ulegnie diametralnej zmianie? Mało prawdopodobne.
Moscovitch zapytany o możliwość manipulowania problemem wojny demograficznej przez żydowskich nacjonalistów odpowiada, że tendencja spadkowa od 1990 roku jest stale widoczna w społeczeństwie żydowskim. Wynosi w skali 20 lat aż 5% ubytku populacji (wg izraelskich danych statystycznych liczba ludności wynosi ok. 7,3 mln ludzi). W charakterystyczny dla lewicy sposób tonie jednak w zawiłych interpretacjach, dotyczących umieralności niemowląt i wpływu tego zjawiska na posiadanie dzieci wśród Żydówek. Zapytajmy jednak, czy zjawisko to towarzyszy palestyńskim kobietom i czy śmiertelność niemowląt w Izraelu sytuuje się na poziomie Wybrzeża Kości Słoniowej? Nie.
Niezwykle ciekawy i wiele mówiący jest fragment poświęcony prognozom zmniejszenia wzrostu populacji palestyńskiej. Moscovitch lokuje tendencję malejącą wśród arabskiej populacji (co jest faktem znanym czytelnikom U-Bootenlandu z innych tekstów), w instytucjonalizacji państwa palestyńskiego i wzroście dobrobytu społeczności palestyńskiej. „...wraz ze wzrostem palestyńskiej gospodarki palestyńska liczba urodzeń powinna spaść” – stwierdza Moscovitch. Instynkt polityczny Moscovitcha przewiduje tendencję spadkową populacji związaną z dobrze znanymi procesami społecznymi w obrębie demokratyczno-liberalnego społeczeństwa dążącego do sytości i konsumpcji – „wyścig szczurów”, rotacja władz wybieranych kadencyjnie, krótkie dystanse oczekiwań społecznych, życie teraźniejszością, równość płci etc. Nie bierze jednak pod uwagę, że wszystkie czynniki kryjące się w enigmatycznym stwierdzeniu „wzrost gospodarczy” nie sprzyjają długofalowemu planowaniu strategii obniżenia lub wzrostu przyrostu naturalnego.
Nadzieją dla Żydów niewątpliwie są ortodoksi. Stanowią jedyną szansę tego państwa. Od zawsze tak było, że tendencje lewicowe, destrukcyjne i utopijne żerowały na pracy pokoleń konserwatywnych i statecznych, pasożytowały na zasobach zgromadzonych przez przeszłe pokolenia, myślące w kategoriach „wczoraj” i „jutro”, a nie „teraz”, „już”, „natychmiast”. Lewica nigdy nie stanowiła prawdziwej alternatywy dla żadnej społeczności. Zawsze jest sporyszem na kłosie zboża – przyjemnym, ale zabójczym.
Moscovitch traktuje z przymrużeniem oka ortodoksów, w sposób charakterystyczny dla zsekularyzowanych Żydów. Oczywiście ortodoksi posiadają stały, stateczny czynnik demograficzny wzrostowy, ponieważ posiadają specjalny boski mandat do prokreacji (to stwierdzenie dotyczy w takim samym stopniu ultraislamskich Beduinów z południa Izraela, którzy posiadają najwyższy czynnik populacyjny wśród ludności arabskiej!). Są najważniejszym pozytywnym czynnikiem populacyjnym w Izraelu i w diasporze, pomimo przysparzania stałych problemów społecznych i politycznych. Nie mogą oczekiwać akceptacji dla swoich dziwacznych poglądów. Establishmentowa prawica dziwnie zawsze zbliża się do „establishmentowego inaczej” lewactwa. Tak nad Morzem Martwym jak w Europie. W dawnych, „bajkowych” czasach, jeden z dzisiejszych popularnych lewicowych intelektualistów młodego pokolenia pochodzący z Gliwic słusznie zauważał, że w Europie różnica między „zgniłym lewactwem” a „normalnymi, religijnymi ludźmi” polega na tym, że jedni zabijają swoje dzieci, a drudzy je rodzą i wychowują. W ten sposób widmo zwycięstwa politycznej reakcji krąży również nad Europą. Wniosek globalny? Dzisiejsza klasa polityczna establishmentowa i teoretycznie opozycyjna lewica żeruje na lojalności wobec systemu rzeszy zwykłych, porządnych i uczciwych ludzi. Nie wróży to w najbliższym czasie nic dobrego systemowi. I w tym miejscu zgadzamy się z prognozami lewicowych gazet. Nadchodzi koniec tego porządku. A my, ze spokojem, ale i niecierpliwością, oczekujemy tego końca.
Być może Moscovitch ma rację. Tendencja populacyjna utrzymywana przez ortodoksów pozostanie na tym samym miejscu w momencie, kiedy tendencja populacyjna Palestyńczyków zacznie spadać. Oczywiście w racjonalny sposób, państwo izraelskie nie przywiązujące wagi do „zabobonów” i „dziwactw” swoich obywateli nie bierze pod uwagę rzeczywistej gwarancji tego procesu, ale – na wszelki wypadek – będzie monitorować wzrost żydowskiej ludności w celu podtrzymania jej dominacji. O wiele istotniejszy wszak od raison d’etat jest wynik najbliższych wyborów, w których ortodoksi (tak na wszelki wypadek!) nie powinni wygrać... Dla dobra demokracji... Bo wtedy nie będą przyznawane racjonalnie dotacje rządowe... Które powstrzymają rozwój populacji palestyńskiej... (Nie rozumiesz, czytelniku? System sięgający Pustyni Negev jest ten sam również na obrzeżach Pustyni Błędowskiej).
Tak... A co z milionami Palestyńczyków w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu? Moscovitch z wyrachowanego gracza politycznego i demokratycznego szulera wstępuje na ścieżki definiowania izraelskiego raison d’etat. (cokolwiek miałoby to znaczyć w XXI wieku)
Włączenie populacji arabskiej z terenów okupowanych w obręb jednolitego państwa izraelskiego zwiększa szanse palestyńskie na przejęcie kontroli populacyjnej nad państwem. Moscovitch uważa, że sprytnym posunięciem jest wynegocjowanie takiego układu z Palestyńczykami, aby zapewnić populacyjne bezpieczeństwo państwu i narodowi żydowskiemu. Rozwiązaniem takim jest powołanie odrębnego, rachitycznego państwa palestyńskiego. Nawet jeśli spotka się to z oporem ze strony nacjonalistycznego betonu.  Kontynuacja polityki prawego skrzydła Likudu spowoduje ostatecznie utrwalenie jednolitego państwa żydowsko-arabskiego, które spowoduje katastrofę demograficzną Żydów.
Nikt w Izraelu nie zgodzi się na realną większość muzułmańską, zdaniem Moscovitcha. To demokratyczna specyfika Izraela. Większość arabska zachwiałaby pryncypia demokratyczne państwa izraelskiego, tworząc państwo dwunarodowe. To unicestwiłoby wyjątkowość państwa izraelskiego. Ale przede wszystkim dałoby szansę na zwycięstwo fundamentalizmu islamskiego.
Państwo dwunarodowe to Frankenstein sklejony z dwóch części. Żydzi zsekularyzowani, liberalni, reformowani i demokratyczni domagać się w nim będą poszanowania religijnego prawa żydowskiego, podczas gdy fundamentalistyczni, demokratyczni, zliberalizowani i upartyjnieni Palestyńczycy domagać się będą przestrzegania szariatu. I problem tkwi nie tyle w radykalnej interpretacji Talmudu, ile w radykalnej, ekstremistycznej interpretacji szariatu, która według Moscovitscha neguje możliwość istnienia mniejszości. Przyznajmy, ekstrawagancka interpretacja żydowskiego intelektualisty.
Moscovitch wie, co powiedzieć, żeby lewactwo łyknęło jego przynętę bez odruchu wymiotnego. Utrzymanie populacyjnej dominacji żydowskiej w Izraelu jest konieczne, aby zadośćuczynić standardom demokratycznego państwa – tolerancji, praw kobiet, homoseksualistów i różnowierców. Tendencja odwrotna skieruje ten rejon Bliskiego Wschodu wprost w objęcia Iranu. Pytamy na pokładzie U-Boota skąd ten wniosek, ale odpowiedzi na to pytanie w tym wywiadzie nie znajdziemy.
Musimy przyjąć – jak zwykle na wiarę – racjonalistyczną wykładnię demokratów, że czeka nas bez nich sądny dzień.
Czekamy zatem, czekamy... Mamy nadzieję, że szybko się doczekamy nie tylko na Bliskim Wschodzie. Czekamy wraz z ortodoksami z Chabad-Lubawicz na sztorm.
Tik-tak, tik-tak. My jesteśmy do niego przygotowani. A wy?  

Opracował: Otto Kreczmar