Wolność – Europa – Tożsamość
Oskar Krejčí na mównicy, a obok niego lewicowa „przyszłość Europy” |
Poniższy
tekst stanowi komentarz do wykładu lewicowego czeskiego politologa OskaraKrejčíego, wygłoszonego w czasie konferencji organizowanej przez Wyższą Szkołę
Zdrowia i Opieki Społecznej św. Elżbiety w Bratysławie 10-11 lutego 2012 r.
Treść wykładu zawiera wiele
interesujących spostrzeżeń i myśli, na które zwrócił uwagę czeski blog
historyczno-społeczny „Náš Směr” zamieszczając fragmenty wystąpienia pt. „Samozvaní„synové světla” a etnogeneze Europy”.
Nadejście końca zwiastowały
dziwne znaki na niebie. Później przyszli barbarzyńcy. Obcy wlali się szerokim
strumieniem w ciało imperium – grabiąc, paląc i mordując. W końcu jedni z nich
odeszli, a inni pozostali na zdobytych terenach ustanawiając swoje prawa. Ale
to był tylko epizod, jeden z wielu, przychodzących kolejno po sobie. Chleb w
końcu przestał smakować jak chleb. Naczynia, tkaniny i wszelkie rzeczy zaczęła
pokrywać rdzawa pleśń. Niespodziewanie na drzwiach domostw, na nożach i
naczyniach, na ubraniach i ciałach ludzkich dało się spostrzec rozlewające się
ciemne plamy. Śmierć rozgościła pośród osad i miast niegdyś tętniących gwarem
ludzi. Mieszkańcy niektórych miast zamykali się w amfiteatrach, które na całe
dziesięciolecia zamieniały się w nowe ośrodki miejskie. Las pochłonął całe
osady i miasta rzymskie. Pustkowia. Cisza. Bezruch. Strach. Oto krótki opis
schyłku imperium rzymskiego. Straszliwego V i VI wieku, opisywanego przez Pawła
Diakona, św. Grzegorza z Tours, czy św. Grzegorza Wielkiego. Wilki zamiast
ludzi. Barbarzyńcy zamiast Rzymian. Strach zamiast cywilizacyjnej stabilizacji.
Wydawać by się mogło, że Europa zamieniła się w wielki cmentarz. „Czy jest
jeszcze, pytam, coś na tym świecie, co sprawiałoby radość? Dookoła, wszędzie
widzimy wojny, wysłuchujemy lamentów. Miasta zostały zniszczone, warownie
zniesione, wsie opustoszały. Nie ma już kto uprawiać pól, miastom brak
przywódców”. – skarżył się Grzegorz Wielki.
Tożsamościowy renesans Europy?
Niech
żyje Okcytania!
|
Pozostała nadzieja. Pozostała
wiara. Pozostał obowiązek. W 451 roku na Polach Katalunijskich rzymskie legiony
Aecjusza wraz z barbarzyńskimi wojownikami Teoderida powstrzymali najazd azjatyckich
hord Attyli. Pomimo tego, że imperium politycznie nie przetrwało następnych 30
lat, krew Rzymian i Germanów wspólnie przelana w obronie Europy stanowiła
rękojmię przetrwania cywilizacji. Upadła władza cesarzy – imperatorów Rzymu,
narodziły się żelazne rządy królów i naczelników plemiennych. Koniec imperium
rzymskiego, w istocie był początkiem Europy narodów.
Na te odległe wydarzenia możemy
spojrzeć jak na koniec wspaniałej cywilizacji rzymskiej. Ze smutkiem stwierdzić
– tak kończą wielkie cywilizacje – w dekadencji, zapaści i śmiertelnych
konwulsjach spowodowanych ciosem barbarzyńskiego sztyletu. Można jednak
spojrzeć na te wydarzenia jako początek – wielkie otwarcie – bolesne narodziny
i pełną cierpienia zapowiedź wielkiej chwały średniowiecza.
Etnogeneza Nowej Europy?
Czy stoimy wobec tego samego
dylematu, spoglądając na dzisiejszą Europę? Od końca XIX wieku wieszczono
„koniec Europy”, zmierzch Zachodu”, „śmierć cywilizacji europejskiej”. Dla byłego komunisty Oskara Krejčíego
dominujące w Europie tendencje są wyraźne, a prognozy łatwo przewidywalne. Aby
narody i społeczności przetrwały muszą mieć miejsce konkretne procesy
demograficzne związane z przyrostem naturalnym. Aby wspólnota nie obumierała na
własne życzenie, wskaźnik minimalny przyrostu musi znajdować się w przypadku każdej
kobiety na poziomie 2,11 dziecka. Raporty ONZ wskazują, że na jedną europejską
kobietę przypadało 1,29 dziecka w latach 2005-2010... Możemy stwierdzić, że
współczynnik ten jest niski od znacznie dłuższego czasu niż ostatnie
pięć-siedem lat, a duży udział w jego wymiarze posiada wysoka dzietność rodzin pozaeuropejskich
imigrantów. W Czechach od jakiegoś czasu współczynnik urodzeń znajduje się na
poziomie 1,24 dziecka na jedną kobietę, a na Słowacji na poziomie 1,25 dziecka.
W Polsce współczynnik ten oscyluje w okolicach 1,39 dziecka na jedną kobietę
(dane z 2008 roku), we Francji wahał się w latach 2006-2009 pomiędzy 1,98 a
2,02, a w Niemczech w 2009 roku zanotowano go na poziomie 1,37 dziecka na jedną
kobietę. Ten żenująco niski stan dzietności jest zdaniem czeskiego politologa efektem
ugruntowanych procesów społecznych – stawiania kariery zawodowej ponad posiadanie
rodziny, dominującej zasady „planowania rodziny”, czy aborcji – pojmowanej
przez lewactwo jako „źrenica wolności” obywatelskiej. Dzisiejsze, zdominowane
przez liberalizm i lewicę stanowisko polityczne, kulturowe i społeczne niszczy
wszystko co wiąże się z pojęciem tradycyjnej europejskiej rodziny. Jesteśmy
zdecydowani i bezwzględni w podejmowaniu wszelkich autodestrukcyjnych działań,
które zbliżają Europę do śmiertelnego finału. Podane liczby są alarmujące i
jeszcze do niedawna nie wypadało o nich mówić głośno, bez narażenia się na
politycznie poprawny zarzut rasistowskiego ekstremizmu. Wysokości wskaźników i
hedonistyczne tendencje świadczą o stopniowym wymieraniu tradycyjnej europejskiej
populacji. Już – zdaniem Krejčíego – powoli odczuwamy coraz bardziej widoczny koniec
europejskiej dominacji na świecie, kończy się stopniowo odczuwalna przewaga
ekonomiczna Europy.
Oskar Krejčí w tym miejscu
swojego wystąpienia dotyka najważniejszego elementu analizy dzisiejszej
sytuacji demograficznej kontynentu. Jeśli trend zostanie utrzymany, jeśli
procesy integracyjne i globalizacyjne nie zostaną powstrzymane przez jakiś nagły
kataklizm w postaci głębokiego kryzysu lub wojny, wtedy obserwowany przez nas bieg
wydarzeń może okazać się autentycznym i nieodwracalnym spenglerowskim
„zmierzchem Zachodu”. Ale dodaje, może też być dokonującą się na naszych oczach
etnogenezą nowej Europy. Być może obserwujemy tworzenie się nowej paneuropejskiej
grupy etnicznej. Będzie to populacja bardziej różnorodna niż mogli się tego
spodziewać XIX-wieczni nacjonaliści, epigoni politycznych teorii Wilsona i
wyznawcy postępowych ideologii społecznych. Będzie to etnogeneza porównywalna z
wydarzeniami schyłku cesarstwa rzymskiego, polegająca na mozolnym budowaniu
nowej (opartej na starej tradycji?!) tożsamości kontynentu. Wiemy już, że powstawanie
wspólnot etnicznych to rodzenie się skomplikowanych zależności psychologicznych
oraz językowych, składających się na konstrukcję tożsamości. To wyodrębnianie
różnic mentalnych (które „nas jednoczą”, a „od nich dzielą”) i budowa wspólnego
języka – własnego kodu komunikacji. Jest to proces długotrwały. Co znajduje się
na jego końcu możemy teraz tylko przewidywać, ale może to być nowa europejska tożsamość
etniczna, posiadająca charakter globalny. Tym, którzy pragną z nostalgią
oglądać się za siebie i ze łzą w oku przypominać wspaniały XIX wiek powstawania
demokratycznych wielkich narodów, warto przypomnieć, że dzisiejsze narody są
również efektem etnogenezy polegającej na tworzeniu jednolitej wspólnoty z wcześniej
istniejącej mozaiki etnicznej. Ewentualne pojawienie się nowej formy etnicznego
trwania Europy, która może zapewnić przetrwanie dziedzictwa cywilizacyjnego
kontynentu (tak jak to było we wczesnym średniowieczu!) jest w istocie
przejawem genialności, zdolności adaptacyjnych i żywotności, a nie moralnego
upadku i degeneracji. Pisał już o tym na kartach „Gier imperialnych” Tomasz
Gabiś.
A właśnie, że aktywizować!
Dominującą perspektywą
rozpatrywania społeczeństwa jest liberalny „dogmat” o społecznej nadrzędności
jednostek nad wspólnotami. Pogląd ten wraz z „kagańcem” poprawności politycznej
ignoruje fakt możliwości manipulowania i radykalizowania mniejszości. Oskar Krejčí
widzi największe zagrożenie dla wewnętrznej stabilności Europy tkwiące w
radykalizacji politycznej wspólnot mniejszościowych i konflikcie pomiędzy
mniejszościami a większością populacji. Możemy ten aspekt rozpatrywać w równym
stopniu w kontekście poszczególnych krajów europejskich, jak i w skali
populacji całego kontynentu. Sytuacja taka bez względu na miejscowy kontekst
oznaczałaby, że lewicowe dogmaty społeczne i prawa obywatelskie zostałyby
wyparte przez narodową i etniczną identyfikację, traktowaną jako nadrzędny
element tożsamości względem dotychczas obowiązującego modelu demokratycznego. Sytuacja
może dotrzeć do punktu, w którym zabezpieczenie własnej etnicznej egzystencji
będzie traktowane jako warunek niezbędny dla utrzymania lub poprawy swojego
statusu społecznego oraz gwarancja wolności. W tym kontekście lewica, stojąca w
chwili obecnej na pozycjach utrzymywania ideologicznego status quo, stworzonego
po 1945 roku, jest przyparta do muru i
absolutnie nieprzygotowana do konfrontacji. A to rokuje siłom tożsamościowym w
całej Europie nadzieje na zwycięstwo.
Historia Europy zna już przypadki
radykalizacji mniejszości etnicznych, które Krejčí jako zdeklarowany lewicowiec
przytacza jako ostrzeżenie przed tym co może nas spotkać. Wpisują się one
jednak w kontekst napięcia pomiędzy narodami rządzącymi a mniejszościami w
państwach opartych na zasadzie wilsonowskiego samostanowienia narodów. Jest to
proces od pozycji umiarkowanych i opartych na zasadzie demokratycznej lojalności,
po radykalizację polityczną, sytuującą na pozycjach nacjonalistycznych i
etnocentrycznych.
Radykalizacja mniejszości może mieć
różne przyczyny. Może być efektem zewnętrznych procesów społecznych,
ekonomicznych lub politycznych, jak skutkiem pojawienia się wewnątrz wspólnoty
napięć i przewartościowań identyfikacyjnych. Powodem radykalizacji może być w
równym stopniu okazywana mniejszości wrogość i towarzyszący temu wzrost
poczucia zagrożenia, jak walka elit wewnątrz mniejszościowej wspólnoty. Jednak
Krejčí nie zauważa jednego faktu, że radykalizacja mniejszości niekoniecznie
musi stanowić negatywne zjawisko społeczno-polityczne, że może w istocie okazać
się remedium na opisywaną zapaść europejskiej tożsamości, objawiającą się w
samobójczych tendencjach demograficznych. Radykalizacja niekoniecznie oznacza
rozbicie Europy, a wręcz przeciwnie może tą nową Europę budować w konfrontacji
z dzisiejszym brukselskim establishmentem politycznym.
W październiku 2010 roku kanclerz
Angela Merkel stwierdziła z rozbrajającą szczerością i ku naszemu wielkiemu
zadowoleniu, że lewicowa idea wielokulturowości zakończyła się porażką. Co to
oznacza? Według Oskara Krejčíego, znaczy to, że fiasko poniósł dzisiejszy
lewicowo-liberalny sposób postrzegania mniejszościowych wspólnot, oparty na
obsesyjnym dążeniu do integracji mniejszości z resztą społeczeństwa poprzez
edukację jednostek. Ignoruje się w ten sposób fakt istnienia wspólnot o łatwych
do wyodrębnienia wzorcach kulturowych, które je konstytuują, a postrzega
iluzorycznie jako luźne zbiorowości takich samych jednostek. Egalitarne
przekonanie: „Wszyscy jesteśmy tacy sami, a więc wszyscy powinniśmy być tacy
sami i mieć takie same prawa” fałszuje rzeczywistość. Mniejszości etniczne
posiadają własny poważny potencjał kulturowy, który może skutecznie rywalizować
z wartościami większości i wpływać po swojemu na socjalizację osób w kierunku
identyfikacji. Doświadczenie historyczne Europy wskazuje że stare i młode wspólnoty
etniczne, wraz z większością populacji wśród której żyły, mogą funkcjonować
razem albo obok siebie, wzajemnie się ubogacać lub ignorować bez okazywania
wrogości. Ten ostatni aspekt jest również obecny w bogatej historii Europy.
Mniejszości mogą separować się od innych wspólnot lub świadomie
nieidentyfikować się z większością nie czyniąc jej najmniejszej szkody. Warto
uświadomić sobie, że Europa zawsze stanowiła różnorodną mozaikę narodów i grup
etnicznych – obecnie liczy 46 krajów, które zamieszkuje 87 różnych narodów i
grup etnicznych. W 33 krajach europejskich pojedyncze narody stanowią większość
populacji. Pozostałe ponad 50 narodów i grup etnicznych jest mniejszościami w
europejskich państwach. Jest to ponad 14 % w skali populacji całej Europy, z
coraz bardziej widocznym pozaeuropejskim elementem demograficznym.
Jeśli pragniemy aby Europa
przyszłości posiadała w sobie konieczny do trwania cywilizacji zasób wartości
musimy zdecydować się na konkretne działania. Wróg jest zdefiniowany jasno i w
tym aspekcie zgadzamy się z Oskarem Krejčím – jest nim hedonistyczne
społeczeństwo globalistyczne, stawiające sobie za wzór jednowymiarowy
pasożytniczy świat „singla”. Świat ten stanowi ucieleśnienie liberalnej utopii
społecznej, postrzegającej wszystkie wspólnoty jako zbiorowości takich samych
jednostek o takich samych prawach i identycznych potrzebach. Religią tej wizji
jest polityczna poprawność, stojąca na straży egalitarnych dogmatów praw
człowieka, dla których nie istnieją granice rasowe, kulturowe, etniczne i
bariery religijne, polityczne i zwyczajowe. Niezbędny potencjał do rozbicia
tego nieludzkiego „ładu” posiadają wspólnoty etniczne i niewielkie narody.
Okazały się o wiele bardziej odporne na lewicowe pranie mózgów niż wielkie
demokratyczne narody powstałe w XIX wieku, pogrążone w demograficznej inercji.
Ten potencjał jest siłą grup tożsamościowych w całej Europie. Ten potencjał buduje
europejską międzynarodówkę identytarystów. W sytuacji kiedy liberalni czciciele
praw człowieka budują obóz koncentracyjny w Guantanamo, w którym nie obowiązują
tradycyjne europejskie wartości Habeas Corpus, my wzywamy do odrzucenia
lewicowej tyranii i zjednoczenia w budowie Nowej Europy. Każda europejska grupa
etniczna powinna mieć udział w tworzeniu nowej tożsamości kontynentu. Tylko w
ten sposób możemy przetrwać dzisiejszy kryzys i „śmierć Zachodu”.
Wszyscy jesteśmy Cyganami?
Swoje wystąpienie na
bratysławskiej konferencji były aktywista partii komunistycznej rozpoczął od
omówienia sytuacji mniejszości cygańskiej w Czechach i w Europie. Cyganie
stanowią przykład wspólnoty etnicznej, która w skuteczny sposób została
zawłaszczona przez agresywną ideologicznie lewicę w ramach zasady poprawności
politycznej. Dla wielu ludzi pojęcie „Cygan”, odnoszące się do etnicznego
pochodzenia ludu, w skład którego wchodzą Romowie było urągające. Uzasadnieniem
odstąpienia od tradycyjnego terminu było wezwanie londyńskiego Kongresu
Romskiego z 1971 roku, który stanął na stanowisku, że słowo „Cygan” jest
synonimem słowa „przestępca”. Zaproponowano wtedy powszechne używanie nowej
nazwy – „Romowie”.
Czas na pogrzeb „politycznej
poprawności”
i eksperymentu multiculti.
Zrobili to już identytaryści z
Prowansji.
|
Konsekwencje tego kroku okazały
się o wiele poważniejsze niż początkowo przypuszczano. Nie ograniczyły się
tylko do postulowanej zmiany terminologii – z dyskryminacyjnej na
antydyskryminacyjną, ale zostały wzmocnione postulatami nie podkreślania
niskiego statusu społecznego „Romów”. W efekcie podejrzane ideologicznie stały się
wszelkie badania i statystyki dotyczące bezrobocia lub przestępczości w obrębie
tej grupy etnicznej. Tabuizacja badań dotyczących „Romów” postępowała za
parawanem praw człowieka, walki z dyskryminacją i rasizmem. Oskar Krejčí zwraca
uwagę, że mamy do czynienia z „absurdalnym” egalitarnym pojmowaniem praw
człowieka, według którego każdą jednostkę rozpatruje się jako element wyrwany z
kontekstu kulturowego i społecznego. Ideologia praw człowieka nie może
ignorować nie tylko niepowtarzalnych cech osobowości każdej istoty, ale również
zapominać o tym, że pomiędzy jednostką a ludzkością istnieje wiele pośrednich
zależności wpływających na konstrukcję osoby. Są to wspólnoty etniczne
konstytuujące nas jako jednostki.
„Romowie” stali się ofiarami
„społecznego upośledzenia wolności” w krajach byłego bloku wschodniego.
Pokrywanie dogmatycznym milczeniem zależności kulturowych w obrębie tej grupy
etnicznej i ich wpływu na dzisiejszą sytuację społeczną jest w istocie
skazywaniem „Romów” na poprawną politycznie, ale wieczną rolę wesołego grajka,
parkingowego cwaniaka, czy ulicznego żebraka – rolę społecznego pariasa. Nie ma
ona nic wspólnego z uprzedzeniami, ale sprowadziła „Romów” w wielu krajach do
wyboru – albo zostanę „Romem” bez perspektyw, albo będę musiał stać się „jak
inni” – z perspektywami, ale bez tożsamości. „Romowie” okazali się
nadzwyczajnie odporni na pokusę odrzucenia własnej identyfikacji
etnicznej.
Podejmowane w ciągu ostatnich
dwustu lat uporczywe wysiłki na rzecz asymilacji ludności cygańskiej czynione w
Europie przez postępowe, demokratyczne, totalitarne i inne władze, zakończyły
się całkowitym fiaskiem. Warto dodać, że rozmiary politycznej klęski były
większe niż podobne wysiłki asymilacyjne podejmowane w XIX wieku w obrębie
ludności żydowskiej. Krejčí zwraca uwagę na fakt, że działania te kierowały się
górnolotnymi liberalnymi zasadami, że wystarczy nadać ludności cygańskiej
autonomiczny status w obrębie nowoczesnego społeczeństwa opartego na zasadach
samorządności, aby zniknęły wytworzone przez wieki uwarunkowania kulturowe
stwarzające do tej pory bariery, a w konsekwencji powiedzie się zamiar
stworzenia z ludności cygańskiej elektoratu lub zastępu rekrutów. Patrząc na
historyczne uwarunkowania omawianego procesu, można stwierdzić, że przyjęcie przez
przedstawicieli ludności cygańskiej wzorców zachowań większości wśród której
żyli, powodowało zawsze zmianę stylu życia: zmianę zasad egzystencji, pracy czy
relacji z resztą społeczeństwa. Powodowały de facto zerwanie z tradycyjną grupą
i wytworzonymi przez nią zasadami kulturowymi. Dotyczyło to jednak nielicznych,
świadcząc o niebywałej odporności „Romów” na „postępowe zdobycze ludzkości”.
Cyganie okazali się najwierniejsi
spośród zamieszkujących od wieków Europę grup etnicznych. Przechowali swoje zasady
kulturowe, często niezrozumiałe lub traktowane pogardliwie przez lewicowych i
prawicowych „aryjskich” potomków Woltera. Nie uczestniczą w krzykliwych aktach
wyborczych, nie dali się omamić honorom bycia „obywatelem”, nie pozwolili narzucić
sobie obowiązku daniny krwi. Uparcie trwali przy swoich wartościach etnicznych,
stojąc na straży zasad „krwi” potępianych przez lewicowych proroków.
Dzisiejszym europejskim
tożsamościowcom chyba wypada brać przykład z ludności cygańskiej?
Pojawienie się w XX wieku rdzawych,
ciemnych plam Europa przespała. Znaki na niebie zignorowano wpatrując się w
ekrany telewizorów. Duchowa dżuma szaleje, zbierając swe krwawe żniwo.
Barbarzyńcy rozgościli się w europejskich miastach, wznoszą swoje świątynie. Rozważają
teraz wprowadzenie swoich praw. Nie pozostaje nam nic innego jak przygotować
się na nadejście „nowego”. Będzie prawdopodobnie bolesne i niebezpieczne.
Będzie prawdopodobnie wymagało świadomej rezygnacji z wygodnego świata w jakim
żyjemy. Będzie wymagało elastyczności i determinacji w kształtowaniu nowej europejskiej
tożsamości.
Stoimy w obliczu budowy tej
tożsamości. Nie będzie ona efektem kompromisu i śmierdzących zasad
konferencyjnego stołu. Nie będzie polegała na naukowej interpretacji zawartej w
opasłej dysertacji. Będzie to tożsamość przyszłości prosta i ostra jak miecz,
po którego dwóch stronach znajduje się zawsze i nieodmiennie „wróg” i
„przyjaciel”. Nie wiemy jeszcze kto stanie po stronie Europy na Polach
Katalunijskich XXI wieku. Wiemy jednak, że dzisiejsza lewica skazała się już na
klęskę, redukując postrzeganie procesów politycznych do relacji „ja-my”.
Przyszłość, to relacja „my kontra oni”. Jesteśmy mądrzejsi o doświadczenia
ostatniego wieku i wiemy już, że relacja ta nie może być zawarta w gazetowej
czerni i bieli, czy szczebiocie deklaracji dzisiejszych elit politycznych,
odpowiedzialnych od 100 lat za stopniową śmierć Europy. Multukulturalizm okazał
się porażką i trzeba go pogrzebać ostatecznie.