Strony

piątek, 26 października 2012

Błękitna zaraza globalizmu


Podstawową słabością antyglobalistów jest trwanie w przeświadczeniu, że skuteczna walka z światową plutokracją może być prowadzona wyłącznie w oparciu o zachowawcze dogmaty internacjonalistycznego marksizmu. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że działania oparte na internacjonalistycznej współpracy i zasadach politycznej poprawności stanowią skuteczny oręż w walce z elitami dążącymi do stworzenia rządu światowego. Jednak dokładniejsza analiza sytuacji, skrupulatne rozpatrzenie metod działania i celów politycznych globalistycznej piramidy władzy, wskazuje niezbicie, że krzykliwe tłumy demonstrantów, twórczość antyglobalistycznych neomarksistowskich intelektualistów nie stanowią zagrożenia dla ich stanu posiadania. Przyczyna tkwi w pozornie błahym szczególe. Podstawą ideologiczną globalizmu są lewicowe aksjomaty indywidualistycznej tolerancji, antyrasizmu, neutralności światopoglądowej, świeckości i zasady egalitarnej demokracji parlamentarnej, połączone z zasadą mitu zaangażowanej „Ludzkości” i wszechwładnej podobno „Opinii Publicznej”. Korzenie dzisiejszych elit globalistycznych tkwią w zasadach filozoficznych lewactwa. 
„Myśl globalnie, działaj lokalnie”. To hasło dziś znajduje się w naszych rękach. Tożsamość. Etnicyzm. Zakorzenienie.
Kolejny fragment mało znanej ksiązki Arthura K. Chestertona, poświęcony jest „świętej krowie” globalizmu. Na próżno szukać spektakularnych akcji antyglobalistycznych wymierzonych w działalność Organizacji Narodów Zjednoczonych. W dalszym ciągu pokutuje przekonanie, iż działalność „szlachetnych rycerzy ONZ” stanowi ostatnią zaporę przeciw hegemonii USA, przeciw tryumfowi syjonizmu, przeciw wojnie i głodowi. Organizacja będąca efektem amerykańsko-sowieckiego kompromisu kończącego II wojnę światową, stanowi zasłonę dymną, za którą mocarstwa przeprowadzały i przeprowadzają swoje nieczyste interesy. ONZ nie jest żadną „ostatnią nadzieją dla świata”, jak to wyraził pewien watykański liberał, a początkowym stadium globalnej władzy.
Czym jest ONZ? Budżet Narodów Zjednoczonych w latach 90 XX wieku przekroczył 10 miliardów dolarów rocznie, bynajmniej nie przeznaczonych na walkę z głodem w Afryce, ale zużytkowanych na rozrost oenzetowskiej biurokracji tworzącej gigantyczne roczne raporty. Zawierają one co roku ponad dwa miliony stron. ONZ to olbrzymie pensje, pochłaniające większą część budżetów agend tej organizacji. ONZ to nieczyste interesy, na prowadzone akcje humanitarne w najbiedniejszych krajach świata. Korupcja, nepotyzm, afery. W Kambodży akcja ONZ faktycznie ugruntowała bezprawne rządy Czerwonych Khmerów. W Somalii ONZ-towskie pieniądze ustabilizowały rządy miejscowych gangów. W Rwandzie przedstawiciele ONZ zasłynęli nie tylko z głupoty i tchórzostwa zambijskich żołnierzy w „błękitnych hełmach”, ale przede wszystkim z rozwoju czarnego rynku, kwitnącego handlem lekarstwami i żywnością pochodzącą z akcji Narodów Zjednoczonych. Ale ONZ to nie tylko nieudane akcje humanitarne, przedstawiane z lubością przez neokonserwatywnych zwolenników umacniania amerykańskich wpływów na świecie. To przede wszystkim konkretne działania globalistycznych elit czynione pod płaszczykiem międzynarodowej szlachetności, humanitaryzmu i postępu. Podobno okupionej krwią i pracą bezinteresownych ludzi, takich jak Sekretarz Generalny ONZ Dag Hammarskjold, zestrzelony nad Afryką. Na czym polegał postęp globalistycznej władzy pieniądza w Kongu?          

Arthur K. Chesterton o kongijskiej brudnej wojnie ONZ:
Wielu ludzi o dobrych intencjach, których życie wypełnione jest „dobrymi uczynkami”, popiera każdą instytucję pod warunkiem, że głosi ona, iż jej cele są dobroczynne. Akceptują te instytucje za ich humanitarne oblicze, nie zwracając uwagi na rzeczywiste stosowanie szlachetnych zasad. Poparcie udzielone wielu agendom Narodów Zjednoczonych, rozpowszechnione w świecie zachodnim, potwierdza prawdziwość tego stwierdzenia. ONZ wydaje się stworzona do tego, aby być kochaną. Po pierwsze, jest organizacją międzynarodową, a propagandziści długo męczyli się, żeby słowu „międzynarodowy” nadać znaczenie bezinteresowności i poświęcenia dla interesów całej ludzkości. Panuje starannie podtrzymywane, powszechne wrażenie, że ONZ stoi na straży pokoju na ziemi. Ostatecznie jest ona postrzegana jako obrońca prześladowanych i niezastąpiony wróg wszelkiego rodzaju tyranii. Tak dobrze specjaliści od propagandy wykonali swą robotę, że wszelka sugestia, iż ONZ działa dla własnego dobra, że daleko jej do obrony uciskanych, że jest rządzonym twardą ręką instrumentem międzynarodowych koncernów, jest odrzucana jako śmieszna, a tych, którzy dostrzegają prawdziwy cel ONZ, wyśmiewa się jako dziwaków i fanatyków.
Gdyby nie ta wszechogarniająca forma liberalizmu, która emocjami i powierzchownym myśleniem zastąpiła rzeczywiste rozumowanie i dokładne postrzeganie sił ukrytych za fasadą dobrze zorganizowanego świata, Zachód nie mógłby stoczyć się w obecny stan zgnilizny, a kolonialne terytoria zamorskie, doprowadzone takim wysiłkiem do stanu cywilizacji, nie mogłyby zostać ponownie oddane w stan dzikości i na łaskę głodnych brzuchów z dżungli. Ważnym aspektem tej tragedii jest to, że mężczyźni i kobiety, którzy pozwalają okłamywać się pięknymi frazesami i wciągać się w działanie w ramach V  Kolumny w prawie każdym kraju do którego dotarł rozkład, są najczęściej ludźmi  o nienagannym charakterze, z gruntu przyzwoitymi i życzliwymi. (...)
Prawdziwą naturę ONZ można najlepiej ocenić analizując działania w jakie została zaangażowana i manipulacje jakie towarzyszyły jej aktywności, za którymi stała pozbawiona skrupułów międzynarodowa elita władzy. Nie ma lepszego przykładu tej manipulacji niż ta, jakiej dostarczyła „obecność”  ONZ w Kongu. Zbrodnie dokonane przez siły ONZ, (...) mogą być przypisane ludzkim wadom i charakterowi oddziałów, które zostały zaangażowane dla osiągnięcia propagandowego celu ONZ: ustanowienia rządów prawa. Ale zimna kalkulacja manipulatorów należy do innego rodzaju niegodziwości. Ci z nas, którzy śledzą działania elity władzy, wiedzieli bardzo dobrze, że ONZ nie zainteresowała się sprawami Konga z miłości do mieszkańców tej krainy. Gdyby nie rewelacje amerykańskiego kongresmana Bruce’a, moglibyśmy wiele lat czekać na prezentowane tutaj informacje.
Kongresman Bruce zasygnalizował problem podając Izbie Reprezentantów listę przedsiębiorstw zaangażowanych w brudne interesy w Kongu i ujawniając zawiłe stosunki między tymi przedsiębiorstwami a funkcjonariuszami ONZ i Departamentu Stanu USA. Te rewelacje wykazują, że nowym udziałowcem byłego Konga Belgijskiego jest wielostronny koncern o nazwie Liberian American Swedish Minerals Company. Opierając się na skrupulatnych badaniach, kongresman Bruce umożliwia nam wyśledzenie kilku rozgałęzień tej ogromnej międzynarodowej firmy, która została utworzona przez połączenie International African – American Corporation i szwedzkiego konsorcjum wielu kompanii o nazwie Swedish Land Company Syndicate. Z jakiejś przyczyny, znanej tylko tym ludziom, ale może powiązanej z pochodzeniem Sekretarza Generalnego ONZ Daga Hammarskjoelda, wilki z Nowego Jorku zechciały pracować pod szwedzką flagą. Skoro protokół z rewelacji Bruce’a jest zbyt skomplikowany, dla łatwiejszego zrozumienia spróbuję go uprościć dzieląc i wyliczając składowe części firm stojących za LAMCO (wyżej wspomniana Liberian American Swedish Minerals Company). Rozpocznę od dwóch wyżej wspomnianych międzynarodowych firm (IAAC oraz SLCS) i przeprowadzę analizę, tak daleko jak to możliwe:
International African – American Corporation
Swedish Land Company Syndicate
Grangesberg Company
Skanska Cement A. B.
Svenska Entreprenad A. B. Sentab
Liberian Iron Ore Ltd.
Ifoverken
Bolidens Gruv A. B. (duży udziałowiec w Svenskiej)
Amerykańska Grupa Anakondy
Chilijska Kompania Miedziowa (członek Grupy Anakondy)
Możliwe, że wielu Czytelnikom nazwy tych koncernów nie mówią zbyt wiele, ale nazwiska ich szefów powinny mówić bardzo dużo.
Dla przykładu, dyrektorem Brangesberg Company, ale także amerykańskiej korporacji miedziowej Anaconda Mining jest Bo Hammarskjoeld, brat nieżyjącego Sekretarza Generalnego ONZ w trakcie okupacji Konga i pierwszego ataku na Katangę Daga Hammarskjoelda. To nie jedyna zbieżność. Niejaki Sture Linner został mianowany przez Daga Hammarskjoelda stałym przedstawicielem ONZ w randze asystenta technicznego w Kongu. Nominacji dokonano w dniu, kiedy Linner oficjalnie zerwał swe powiązania z International African – American Corporation, w której piastował stanowisko wiceprezesa ds. wykonawczych, naczelnego dyrektora i technicznego doradcy. Jedenaście dni później awansowano go na stanowisko zarządzającego całą operacją w Kongu. Bez wątpienia mianowanie i późniejszy awans były dokonane z myślą o przewidywanym ataku ONZ na Katangę.
Z Linnerem w International African – American Corporation związany był pewien Amerykanin o nazwisku Fowler Hamilton, późniejszy kierownik Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego w Departamencie Stanu USA. Naturalnie, zrezygnował on ze stanowiska dyrektora, kiedy wkraczał do Departamentu Stanu, ale czy nie było czymś więcej niż zbieżnością, że został zastąpiony przez innego członka swej firmy prawniczej, Melvina Steena? Oto komentarz kongresmana Bruce’a: „Człowiek, dla którego Linner pracował w LAMCO, Fowler Hamilton, był wtedy w rządowej agencji zajmującej się polityką zagraniczną – w Departamencie Stanu USA, jako szef całego departamentu pomocy zagranicznej. Jest też ciekawe, że wysoki urzędnik w Departamencie Stanu był związany z kartelem, w którym kluczową pozycję zajmował Sture Linner”. Kolejna postać: Sven Gustaf Schwartz. W roku 1961 po wielu podróżach pomiędzy Leopoldville, Ameryką i Europą, został mianowany przez ONZ wyższym doradcą ds. bogactw narodowych i przemysłu Konga. (...) W czyim interesie go zatrudniono? Odpowiedzi nie trzeba daleko szukać. Jak widzieliśmy Skanska Cement A. B. była jedną ze składowych konsorcjum LAMCO, kartelu po szyję zanurzonego w bezprawnych intrygach i oszustwach w trakcie operacji w Kongu, a Sven Schwartz był dyrektorem nie tylko Skanska ale także Ifoverken, kolejnego członka kartelu.
Kongresman Bruce w godzien podziwu sposób podsumowuje:
„Teraz było oczywiste, że Sture Linner, który kierował działaniami w Kongu, które widziało dwa krwawe ataki na Katangę i instalacje Union Miniere, miało kilku szefów w LAMCO, którzy stali się dyrygentami wydarzeń w Kongu. Najwyższa osobistość w ONZ, to brat jednego z szefów Linnera, Bo Hammarskjolda. Człowiekiem, którego sekretarz generalny ONZ Dag Hammarskjoeld, wyznaczył do naszkicowania planów dotyczących mineralnych i innych bogactw Konga, był jakimś zbiegiem okoliczności inny szef Linnera w LAMCO Sven Schwarz. Jak widzieliśmy, jeszcze jeden z byłych szefów Linnera, partner Fowlera Hamiltona w firmie prawniczej, Melvin Steen, zasiadł teraz na fotelu dyrektora, aż do czasu kiedy przeszedł do Departamentu Stanu, a firma Hamiltona ciągle reprezentowała amerykańskich partnerów w szwedzko-amerykańskim koncernie IAAC”. Przypadkowy układ?!
Tak się zdarzyło, że w grudniu 1961 roku obowiązkiem pana Schwartza było wykonanie czteromiesięcznych badań kopalni w Kongu na rzecz Doradczej Grupy Narodów Zjednoczonych ds. Bogactw Naturalnych i Przemysłu oraz napisanie dla nich raportu. Wśród zaleceń znalazła się możliwa nacjonalizacja przemysłu górniczego w Katandze. Ale pomimo tego, że raport został podpisany przez Schwartza, nie został w rzeczywistości napisany przez niego, ale przez innego Szweda: Borge Hjortzberga-Nolunda. Kim był ten pan? Wierz Czytelniku lub nie, ale był on dyrektorem LAMCO i naczelnym doradcą prezesa Grangesberg Company. Powiązanie tej szwedzkiej grupy z Waszyngtonem jest widoczne w stanowisku jakie obejmował Fowler Hamilton. Jednak nie jest to jedyny ślad. Prawnicza firma Hamiltona posiadała dwie nazwy: w Nowym Jorku – Cleary, Gottlieb, Steen & Hamilton (Fowler Hamilton), w Waszyngtonie – Cleary, Gottlieb, Steen & Ball. Ostatni człon nazwy przedstawia nikogo innego, ale Georgie’a Wildmana Balla, podsekretarza stanu w administracji prezydenta USA Johna Kennedy’ego. W ten sposób dwaj Amerykanie z szwedzko-amerykańskiej korporacji LAMCO, jak podaje kongresman Bruce, zajmują wysokie stanowiska w decydującej o polityce instytucji rządowej: Departamencie Stanu USA. (Dodatkowe światło na sposób, w jaki rządzi się światem, rzuca fakt, że firma znana jako Cleary, Gottlieb & Steen jest wymieniona w Rejestrze Agentów Zagranicznych Departamentu Sprawiedliwości USA jako agentura Wspólnego Rynku, Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali oraz Europejskiej Wspólnoty Energii Atomowej.)       
Hrabia Charles Terlinden w „La Libre Belgique” napisał 12 grudnia 1961 roku: „Już w sierpniu 1960 roku podczas pobytu w Sztokholmie z okazji kongresu naukowego, zostaliśmy z niezawodnych źródeł poinformowani o istnieniu szwedzko-amerykańskiego kartelu kierowanego przez bardzo wysokich urzędników szwedzkiego ministerstwa spraw zagranicznych i ustanowionego dla przejęcia kontroli nad złożami szlachetnych metali w Kongu. Krewny pana Hammarskjolda był ważną personą w tym truście, którego prawdziwym celem było, poprzez kontrolę produkcji miedzi w Katandze, wprowadzenie jej w stan ożywienia aby podnieść cenę akcji przemysłu miedziowego, które były pod kontrolą wielkiej finansjery amerykańskiej”.      
Podobny komentarz uczyniono w „Star Ledger” z Newmark z New Jersey, gdzie napisano: „W czerwcu grupa prywatnych finansistów szwedzkich i amerykańskich utworzyła nowy kartel dla eksploatacji złóż w Katandze. Skoro te złoża są w posiadaniu brytyjskiego Union Miniere, mogłoby się wydawać, że szanse koncernu były niezmiernie małe. Ale prywatna grupa amerykańsko-szwedzka posiadała prawdopodobnie informacje, które doprowadziły ją do wniosku, iż monopol na kopalnie może być wkrótce złamany. Uznała te informacje za tak pewne, że niezwłocznie złożyła do depozytu w Szwajcarii niezbędne dokumenty wraz z sumą 100 milionów dolarów przygotowując się do przejęcia Katangi.
Dopóki Katanga pozostanie niepodległa i rządzona przez sprzyjającego Zachodowi prezydenta Czombego, Union Miniere prawdopodobnie utrzyma kontrolę górnictwa, w tym niektóre z największych i najbogatszych złóż miedzi. Ale jeśli rząd Czombego upadnie i Katanga znowu stanie się częścią republiki kongijskiej, skończy się też monopol na bogactwa mineralne. Do tego dąży nowy kartel.
Produkcja Katangi i Rodezji Północnej stanowi około jednej czwartej ogólnej produkcji światowej. Trzy kartele w Katandze i Rodezji Północnej blisko ze sobą współpracują we wszystkich fazach dystrybucji. Żadna zewnętrzna siła nie jest w stanie wpływać na te procesy z zewnątrz, dopóki obecne rządy Katangi i Rodezji Północnej pozostają przy władzy...”
Kongresman Bruce i popierające go autorytety podkreślają rolę odgrywaną w Kongu, szczególnie zaś w Katandze, przez finansjerę amerykańską, ale chcąc wyjawić frontmenów i ich brudne gierki, zapominają o Big Boss z Wall Street. Kongresman, cokolwiek rozczarowując, sugeruje, że ostateczna kontrola znajduje się gdzie indziej, stwierdzając: „Osoba, która może być centralną figurą w tym międzynarodowym kartelu, to Marc Wallenberg senior, szwedzki bankier. Jest on głównym administratorem całego koncernu. Jest dyrektorem przynajmniej dwóch szwedzkich kompanii w szwedzkim kartelu LAMCO, wiceprzewodniczącym sztokholmskiego Enskilda Bank, który służy jako doradca finansowy kartelu LAMCO, a także przewodniczącym Telefon AB L.M. Ericsson”. (...)
Jak Czytelnik już zdążył zauważyć, nastąpiły zmiany, odkąd „Star Ledger” wyartykułował przepowiednię: „jeśli rząd Czombiego upadnie i Katanga znowu stanie się częścią republiki kongijskiej, skończy się też monopol (Union Miniere) na  bogactwa mineralne. Do tego dąży nowy kartel”. Rząd Czombiego istotnie upadł. Prawdopodobnie nowy kartel zaczął wprowadzać swe plany w życie. (...)
Faktem pozostaje, jak powiedział kongresman Bruce, że udział ONZ w przewrocie w Kongu był daleki od szlachetnej i bezinteresownej krucjaty, a zamiast tego był najpodlejszą awanturą, w którą zamieszani byli oszuści z Wielkiego Biznesu, sprzedajni urzędnicy, polityczni stręczyciele oraz słudzy ciemności. Ile szacownych pań i panów, organizujących imprezy dobroczynne na rzecz różnych agend ONZ posiada świadomość tych spraw? Niestety żadna. (...)

Fragment stanowi część piętnastego rozdziału książki Arthura K. Chestertona, „The New Unhappy Lords. An Exposure of Power Politics”. (The Candour Publishing Company 1965, s. 109-117.).
Tłum. eLKa.