Strony

sobota, 8 czerwca 2013

Krew się leje. Krew się gotuje.

Normy wykuwane na amerykańskich salonach demokratycznej lewicy, wbrew medialnym stereotypom, są akceptowane bez zastrzeżeń przez brukselskie, werbalnie antyamerykańskie środowiska lewicowe. Od kilku tygodni śledzimy wprowadzanie tych norm w światłej, tolerancyjnej i postępowej Francji, w której środowiska prawicowe, tożsamościowe i religijne podlegają brutalnym działaniom pacyfikacyjnym policji, a medialnie oskarżane są o terrorystyczny ekstremizm stanowiący zagrożenie dla publicznego porządku.
Można polemizować ze stwierdzeniem, przypisującym rządzącej Francją partii socjalistycznej zaskoczenie oporem społecznym tzw. pluszowego protestu, zorganizowanym przeciwko legalizacji „małżeństw” homoseksualnych. Można zastanawiać się, na jak wielkie ryzyko rządzący w całej Europie są zdecydowani, aby zajmować się tak marginalną i bezużyteczną społecznie kwestią, jaką są prawa tzw. mniejszości seksualnych. (przypomnijmy, że w czasie podobno poważnego kryzysu ekonomicznego!). Kwestią sporną pozostaje nadal cel tych działań. Czy jest to ostatni krok do budowy lewicowej, utopijnej tyranii, czy też uległość wobec ukrytych grup nacisku? Tego nie wiemy.
Widzimy jasno, że rządzący establishment nie ustaje w działaniach, które mają na celu zdyskredytowanie środowisk tożsamościowych oraz katolickich.
Alternatywna strona informacyjna Contre-info.com zamieściła 6 czerwca gorący materiał dotyczący śmiercilewackiego aktywisty Clémenta Mérica, podczas antyfaszystowskich prowokacji w pobliżu paryskiego Saint Lazaire. Trzymane za pysk media, próbują uczynić z bojówkarza ofiarę nietolerancji i prawicowej przemocy. Establishment potrzebuje męczennika uzasadniającego przemoc wobec demonstrantów i pretekst do brutalnej rozprawy z polityczną opozycją. Na celowniku znaleźli się przede wszystkim tożsamościowcy z organizacji Jeunes Nationalistes, których przywódca Alexandre Gabriac mocno naraził się francuskiej lewicy kilkoma sprawnymi akcjami i swoimi ostrymi wypowiedziami.    
Zajście przy Saint Lazaire było nagrywane. Film (czas filmiku 1’10), pokazujący cały incydent, znalazł się na społecznościowym portalu YouTube. Tak było do godziny 8.20 dnia 6 czerwca br., kiedy dostęp do filmu został ograniczony (tzw. „video prywatne”). Wskazujemy czytelnikom na wszelki wypadek link do tego materiału: www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=-0G9wsToQzM  Co zawierał film, podajemy za stroną Contre-info.com z artykułu czytanego 6 czerwca wieczorem (rano, 7 czerwca, widoczne zmiany w tekście).  
Ofiara „prewencyjnych”
działań francuskiej policji.
Przetrzymywany indywidualnie
i torturowany przez funkcjonariusza
policji politycznej.
Wczorajsze zajście pokazuje nam akcję paryskiej antify, która przed prywatnym sklepem odzieżowym Fred Perry, zaatakowała grupę młodych ludzi (w tym kobietę), z wyglądu kwalifikowanych przez bojówkarzy jako tzw. „patrioci”. Sklep i jego klienci, dodajmy, był już kilkakrotnie atakowany w przeszłości. 5 czerwca również w ruch poszły pięści i metalowe pałki. Agresorzy spotkali się z oporem. Młody bojówkarz antify otrzymał cios i upadł, uderzając głową o stalowe wzmocnienie elementu chodnika. Wypadek okazał się śmiertelny dla napastnika. Wydarzenie w chwili obecnej jest przedstawiane, przez francuskie medialne rozpylacze dezinformacji, jak morderstwo polityczne prawicy, napaść nacjonalistów, niemalże dokonane morderstwo z premedytacją.
Autor artykułu z Contre-info.com przypomina czym była paryska antifa i czym się zajmowała. W ostatnich latach działacze ekstremistycznej lewicy skupili swoją działalność na organizowaniu ataków (zamachów) na lokalnych działaczy partii prawicowych, w tym ataków z zastosowaniem przemocy wobec kobiet. Zakłócali praktycznie każde zebranie określane przez lewicowe media jako „prawicowe” i „niebezpieczne społecznie”. Ich ataki spotykały się z całkowitą biernością ze strony policji, która chętnie używa przemocy (tak jak w ostatnim czasie) wobec bezbronnych manifestantów, młodzieży, dzieci i kobiet. To cud – dodaje autor tekstu – że do tej pory nie było ofiar śmiertelnych.      
„Pluszowe miśki” z paryskiej antify.
Najbardziej pokojowo nastawiona część lewicy
czy płatni bandyci na usługach rządzących?
Fragment nie wzbudza naszego zdziwienia, ponieważ antifa w każdym kraju zajmuje się tym samym. Berlin – Warszawa – Paryż. Codziennie to samo. Doskonale wiadomo, że lokalne oddziały terrorystów z antify stanowią najemny element znajdujący się na usługach establishmentu politycznego, wykorzystywany przeciwko politycznej opozycji. W Niemczech służący do walki z narodową prawicą, ale równie dobrze służący do rozprawy z kłopotliwymi działaczami FDP i CDU. W Polsce, jeszcze rachityczna antifa potrzebowała dwa lata temu wsparcia swoich niemieckich towarzyszy w czasie Dnia Niepodległości 11 listopada w Warszawie. W Paryżu scenariusz jest ten sam. Policja polityczna i antifa to „jedna rodzina”. 
Ofiara lewicowego podżegania do nienawiści
– towarzysz Clément Méric.
Spokojny chłopak z przedmieść? 
Nasze śląskie zdziwienie jest odmienne od paryskiego. Ofiary, nawet jeśli się przytrafią (a tak było już w Berlinie, gdzie działacze antyfaszystowscy zamordowali radnego), nie ujrzą medialnego światła dziennego. Zostaną wykasowane z obszaru emocjonalnego oddziaływania społecznego przez dziennikarzy i osoby odpowiedzialne w redakcjach gazet i portali informacyjnych za komentarze społeczne. Staną się nieznanymi ofiarami lewicowej przemocy, pozbawionymi swojego upamiętnienia, swojego miejsca w społecznej pamięci. Nasze śląskie zdziwienie polega na tym, że do tej pory jeszcze w żadnym kraju (próbował to zrobić tożsamościowy magazyn „Der Fahnenträger” w Niemczech na tyle skutecznie, że został zdelegalizowany) nikt nie zajął się skutecznie przedstawieniem powiązań finansowych antify z lewicowym establishmentem politycznym i służbami specjalnymi. To wbrew pozorom nie jest społecznie trudne. I jest oczywiste. Przy pomocy brudnych zagrywek i śmierdzących posunięć lewica trwa przy swoich leninowskich zasadach.
Nad Sekwaną lewicowe elity oczywiście przybrały teatralne rekwizyty antycznych płaczek. Rozdrapują oczy i szaty, wspominając śmierć „sympatycznego” 19-latka. Nikt nie wspomni o podejrzanej aktywności politycznej młodego człowieka, o propagandzie nienawiści jakiej podlegał, o podżeganiu do przemocy, o używaniu przemocy do celów politycznych, o udziale w ulicznych starciach, pobiciach, zadymach. Dla lewicowych intelektualistów prawda to kwestia formy. Autor Contre-info.com zwraca uwagę, że zajście jest cyniczną rozgrywką obliczoną na delegalizację Jeunes Nationalistes. Wynika to ze słów socjalistycznego przedstawiciela francuskiej plutokracji – miliardera Pierre Bergé’a, strojącego się w szatki antykapitalistycznego bojownika. Rzuca teraz swoje polityczne zaklęcia. Pluje propagandową śliną. Wrzeszczy w mikrofony, podstawiane usłużnie przez lokajów informacji. Nie oczekujmy, że powie uczciwie, że śmierć lewicowego bojówkarza jest efektem dokonywanego od kwietnia tego roku (od pamiętnych lewackich manifestacji) podżegania do nienawiści na tle politycznym i religijnym propagowanego z rozmysłem przez rządzącą partię socjalistyczną. Sam towarzysz Bergé w tym aktywnie uczestniczył, życząc sobie w marcu tego roku, aby wybuchły bomby w miejscachkatolickich manifestacji rodzinnych. Za podżeganie do działań terrorystycznych oczywiście nie został ukarany i skrytykowany przez swoich mafijnych koleżków.
Tam polityków i dziennikarzy nie było.
Pikardyjscy identytaryści w czasie białego marszu
upamiętniającego braci Vandaele.
Od kilku lat Francję przemierzają tzw. młode pogrzeby. Ostatnio stają się zjawiskiem coraz częstszym. Oficjalne media omijają je z daleka. Pomijane są zmową milczenia. Nie pasują do obrazu „pluszowej”, wykastrowanej Francji. Są to pogrzeby młodych ludzi, zabitych przez emigrantów z powodów rasowych, religijnych lub politycznych. Działania takie spotykają się z milczącą aprobatą lewicowych elit, szyjących powoli kolorowe reedukacyjne tęczowe pasiaki dla każdego normalnego obywatela.
Bracia Romain i Damien Vandaele, sportowcy i pikardyjscy patrioci, kilka tygodni temu zostali rozjechani przez dwa samochody na północy Francji prowadzone przez zorganizowaną grupę przestępczą, kierująca się nienawiścią do Białych. Zarzut dokonania zbrodni postawiono sześciu osobom, w tym tureckiemu imigrantowi, który kierował samochodem stanowiącym narzędzie zbrodni.  Ten przyznał, że czynu dokonał z rozmysłem, uderzając w młodych chłopców swoim samochodem. Stwierdził, że przyczyny wynikały z „przekonań społecznych”. Dla mediów to jednak nieistotna sprzeczka o rzekomo zakupiony samochód, którego nie zidentyfikowano do dziś. Kolejną nieznaną ofiarą lewicowej propagandy jest Francis Noguier, student zabity przez imigranta z Afryki Północnej z błahego powodu jakim jest odmowa poczęstowania papierosem. Był Biały.
Utalentowanemu łucznikowi Romain’owi Vandaele „Le Parisien” nie poświęcił żałobnej okładki. Ta należy się lewicowemu bojówkarzowi napadającemu na ludzi.
Klika Hollande’a dzieli krew francuską na dobrą i złą?
Krew się leje. I trzeba z odwagą powiedzieć, że krew lewackiego bojówkarza jakim był Méric, tak jak francuska krew braci Vandaele, czy krew Noguier’a, to krew przelana przez rządzącą plutokrację, z wszystkich sił trzymającą się sterów władzy. „Władzy raz zdobytej, nie oddamy nigdy”, mawiał towarzysz „Wiesław”. Był tak jak towarzysze partyjni Hollande’a pojętnym uczniem Lenina.                   
         
Otto Kreczmar