Nie cichnie wrzawa
wokół masakry dokonanej przez 24-letniego studenta neuropsychologii Jamesa
Holmesa w trakcie premiery najnowszego filmu o Batmanie w podmiejskim
multipleksie w miejscowości Aurora w stanie Kolorado. O inspirację działań „Jokera”
– Holmesa (w ten sposób przedstawił się policji zamachowiec w czasie
zatrzymania) oskarżono już Partię Demokratyczną, Rusha Limbaugha i Uniwersytet
Stanowy Kolorado. Republikańscy publicyści sprawdzili skrupulatnie pogłoski o
przynależności Holmesa do znienawidzonej – bo konkurencyjnej – Tea Party, chcąc wykorzystać śmiertelnie
poważnie tą amunicję w swojej wojnie politycznej. Lewica z kolei rozpoczęła
kolejny szturm na amerykańskie prawo do swobodnego posiadania broni, będącej
ich zdaniem przyczyną sprawczą masakry. Niemieckojęzyczne media lewicowe (np.
„Die Welt”), usiłują za wszelką cenę połączyć amerykańską masakrę z rocznicą
norweskiej tragedii na Utoya. Nadwiślańskie
łańcuchowe burki zachwycone „głębokimi” ideami amerykańskiej lewicy (tak, tak,
piszę o „Gazowni”!), policzyli szybko, że prawo do posiadania broni kosztuje
Amerykę 30 tysięcy istnień ludzkich rocznie. I nie przyjdzie do łba
towarzyszom, że równie dobrze można byłoby oskarżyć lewicowy amerykański
przemysł filmowy o tworzenie odpowiedniego klimatu sprzyjającego przemocy, a
komiksiarza Franka Millera (uwielbianego przeze mnie za podobno „faszystowski”
i „mizogiński” komiks „300”) o bezpośrednią inspirację do przeprowadzenia
masakry.
Nie mamy zamiaru
wpisywać się w absurdalną modę na szukanie winnych, warto jednak przyjrzeć się kilku
szczegółom związanym z tragedią w Aurorze, które wyraźnie wskazują na
niebezpieczne i coraz głębsze przenikanie się świata wirtualnego ze światem
rzeczywistym, stające się pułapką dla umysłów chorych, słabych i podatnych na
manipulację.
Dziwiliśmy się
przez dziesięciolecia, że słuchowisko radiowe mogło wywołać powszechną panikę w
USA. Żyjemy w czasach gdy jeden spreparowany SMS wywołuje w Paryżu rozruchy
studenckie, a komiksowa scena staje się prawdopodobną inspiracją do
przeprowadzenia czystki w podmiejskim kinie pod Dallas.
Komiks Franka
Millera z 1986 roku „Batman: The Dark Knight Returns”, zawiera scenę masakry w
kinie dokonanej przez samotnego desperata, nienawidzącego pornografii i muzyki
metalowej. W komiksie o inspirowanie zbrodni zostaje oskarżony Batman, postać
odbiegająca od stereotypowego pozytywnego bohatera – człowiek odrzucony,
sfrustrowany i psychopatyczny. Reżyser filmu o superbohaterze Chris Nolan
twierdził niejednokrotnie, że cała jego filmowa „rzeczywistość wyobrażona” wyrasta
z tego popularnego komiksu. Zamachowiec prawdopodobnie mógłby powiedzieć to
samo. Paradoksalnie sam autor komiksów wydał oficjalny zakaz tworzenia filmów
przez Hollywood na bazie swoich opowieści komiksowych, choć przyznać należy, że
nie przestrzega ich konsekwentnie. Pamiętając ciągle o ofiarach z Aurory, trudno
uwolnić się od przekonania, że masakra wpisuje się w konwencję wirtualnego
świata amerykańskiego superbohatera. Stawia kopkę nad „i”. Joker ujawnił się
jako jej sprawca, a może „twórca”. „Gdzie jest Batman?” – zapewne zapytuje w
celi Holmes.
Amerykanie są jak
dzieci, powie czytelnik tego tekstu. Owszem, amerykańscy widzowie Batmana
traktują film niezwykle serio, o czym przekonali się krytycy filmowi, którzy
odważyli się na napisanie negatywnych recenzji. Od rozpoczęcia emisji filmu w
USA do ubiegłego poniedziałku 86 procent opinii o filmie było entuzjastycznych,
a niejeden seans kończył się długimi owacjami na stojąco. Bezkrytyczność
publiki sprowokowała amerykański portal RottenTomatoes.com do zamieszczenia
miażdżącej krytyki ostatniego „dzieła” Chrisa Nolana, jako najsłabszego z całej
trylogii.
W ubiegły poniedziałek portal został zmuszony
do zamknięcia możliwości komentowania tekstów oraz zdjęcia krytycznej recenzji
z powodu fali negatywnych opinii napływających do redakcji. Twórcy portalu
stwierdzają, że nie spodziewali się „takiego poziomu odpowiedzi”. Spodziewano
się kontrowersji, ale nie spodziewano się „tsunami” pełnego wulgarnych
epitetów, także pogróżek pod adresem autora oraz osób pracujących przy
tworzeniu portalu. Portal ogłosił na łamach New York Timesa, że ponowne
otwarcie dyskusji wokół filmu będzie możliwe w czwartek lub piątek – 26 lub 27
lipca, wzywając do zamieszczania komentarzy kulturalnych i wyważonych,
„istnieje bowiem wiele innych rzeczy o które można się kłócić, jak o wojnę,
głód, ubóstwo i przestępczość. Nie zaś o recenzję filmu”. Wiemy doskonale, że
nie skończyło się na kłótni fanów... James Holmes wziął sobie komentarze do
serca i w nocy z 26 na 27 lipca poszedł do kina uzbrojony po zęby...
Lokalna amerykańska
stacja radiowa 850 KOA, serwująca najszybciej bezpośrednie informacje dotyczące
masakry (a więc nie poddane obróbce propagandowego liftingu), poinformowała, że
w początkowym momencie masakry – kiedy Holmes rzucił petardy z gazem i
rozpoczął strzelanie ze swojego karabinku – widzowie byli przekonani, że to
efekty specjalne przygotowane na potrzeby filmu... A może masakra to część
strategii marketingowej? Może ciała ofiar to (jak pisał sugestywnie Jean
Baudrillard w książce o wojnie w Zatoce Perskiej) przygotowane „czyste i
sterylnie opakowane” atrapy? Może prawdziwa śmierć w wirtualnej rzeczywistości
to szokujący detal w postmodernistycznym labiryncie „bez początku i bez końca”,
po którym błądzimy od budki z Hot Dogami do budki z Kababem? Tak bardzo
przyzwyczailiśmy się do tolerowania, akceptowania a nawet afirmowania zła na
ekranie (bo to przecież niegroźna wirtualna nierzeczywistość – umowna i
wyobrażona), że budzimy się z tego medialnego letargu dopiero w momencie, kiedy
kończy się paczka chipsów albo ludzie padają w naszym sąsiedztwie dławiąc się
jak najprawdziwszą własną krwią. Tak zamachowiec jak i zabici są ofiarami opisywanymi
w „Manifeście” Unabombera. Ofiarami psychicznej opresji, będącej nieodłącznym
składnikiem globalnego „systemu”
permanentnej zabawy i samospełnienia. Czy Jake i Dino Chapman będą mieli odwagę
spreparować kolejną postmodernistyczną dioramę przedstawiającą beznadziejny
seans w kinie Aurora, w ramach prezentowania kolejnych odsłon „królestwa
bezrozumności”? Nie sądzę...
Panowie
dziennikarze! Prezydencie Obamo! Why so seroius? Life is funny! Tako rzecze „Joker”.