Strony

wtorek, 24 lipca 2012

Tęsknota za domem


Z Księgi Przyjaciół

Józef Roth
Niektórzy prozę traktują jak „rozbudowaną formę poezji”, stąd dziś fragment opowiadania austriackiego, a właściwie galicyjskiego pisarza Józefa Rotha. W „Popiersiu cesarza”, przykuwa uwagę testament polityczny wygłoszony przez nostalgicznego reakcjonistę Franciszka Ksawerego hrabiego Morstina, nękanego przez republikańsko-demokratyczną administrację II RP, z racji swego przywiązania do ojczyzny serca. Jest to faktycznie credo polityczne samego Rotha.

„Doświadczyłem w życiu, że mądrzy mogą stać się głupcami, mędrcy idiotami, prawdziwi prorocy kłamcami, a miłośnicy prawdy jej fałszerzami. Żadna z ludzkich cnót nie jest na tym świecie niezmienna, prócz jednej: prawdziwej pobożności. Wiara nie może nas rozczarować, ponieważ nie obiecuje nam niczego na ziemi. Głęboko wierzący nie rozczarowuje nas, jeśli nie szuka on na ziemi korzyści dla siebie. Przenosząc to na życie ludów, powiemy, iż szukają one na próżno tak zwanych cnót narodowych, które są po wielokroć bardziej wątpliwe niż cnoty osobiste. Dlatego nienawidzę narodów i narodowych państw. Moja stara ojczyzna, Monarchia, była domem o wielu drzwiach i wielu komnatach dla różnego rodzaju ludzi. I oto dom ten podzielono i zniszczono. Nie ma w nim już nic do szukania. Nawykłem żyć w domu a nie w kabinach”.
Józef Roth jest postacią tyleż wspaniałą co tragiczną, wybijającą się na tle miałkich życiorysów i dzieł dzisiejszych „pisaczyn” i „literatów” hołubionych w działach książkowych kolorowych gazet. Nie jest to zresztą zbyt trudne, zważywszy na poziom twórczości dzisiejszych „modnych” grafomanów (Jonathan Littell poraża seksualną banalnością, zapominając, że jesteśmy prawie 40 lat po rewolucji seksualnej; Abby Lee zabija warsztatową anemią, a Robert Bolaño jest groteskowy w swoim wręcz „faszystowsko-fanatycznym” antyfaszyzmie). 
Klęska Austro-Węgier w wojnie światowej była ciosem osobistym dla Józefa Rotha – dobrowolnego poddanego Monarchii w czasach przymusowych obywateli niewolniczych republik demokratycznych. Pisał po zakończeniu wojny: „Moim największym przeżyciem była strata ojczyzny, jedynej, jaką miałem”. Pozostał jej wierny do swojego tragicznego końca, który nastąpił w 1939 roku. Destrukcja Monarchii, rozerwanej na strzępy przez środkowoeuropejskie nacjonalizmy, skwapliwie popierane przez „uczynnego grabarza Europy” Wilsona, spowodowała zerwanie Rotha z socjaldemokratami i stopniowe przechodzenie „von Links nach Rechts”. W latach trzydziestych, ten nieślubny syn polskiego arystokraty i galicyjskiej żydówki, stał się jednym z filarów austriackiego ruchu monarchistycznego, odradzającego się mimo zaciekłego zwalczania ze strony oficjalnych czynników dollfusowskiej narodowej republiki i austriackich zwolenników narodowego socjalizmu. Anschluss wygnał go z Wiednia, skazując na tułaczkę po europejskich hotelach. Nędzarz pozbawiony wszystkiego, pogrążony w ciężkim alkoholizmie odszedł z tego świata w Paryżu w ostatnich chwilach kruchego pokoju europejskiego. Tym samym jednością stał się żywot pisarza i apokalipsa resztek ukochanego przez niego tradycyjnego porządku społecznego, zniszczonego w latach kolejnej wojny europejskiej przez spuszczone z łańcucha ludzkie furie.
Karol I Habsburg
Idea habsburska wyznawana przez Rotha okazała się odporna na rozkładowe kwasy parlamentarno-narodowego dziedzictwa 1918 roku i bolszewicko-liberalnego sojuszu 1945 roku. Przetrwała zawirowania, rzeź narodów i nie tylko odrodziła się, ale wzrasta powoli. Zakwitnie kiedyś na nowo w idei Imperium Europejskiego. Bo idea habsburska „..nie jest państwem, nie jest ojczyzną ani narodowością. Jest religią... Jedynym w świecie krajem ponadnarodowym”. – pisał Józef Roth, wkładając te słowa w usta galicyjskiego hrabiego Chojnickiego w noweli „Krypta kapucynów”.
Widziałem kiedyś starą fotografię przedstawiającą świętobliwego cesarza Karola I Habsburga otoczonego wiankiem dzieci z biednej galicyjskiej wioski. Małe główki wielkimi oczami wpatrujące się w uśmiechniętą twarz monarchy ubranego w wojskowy mundur. Twarz lekko pochylonego nad dziećmi Karola I okazująca troskę i uwagę. Zachwyt poddanych, nie posiadających zbyt wiele, ale stojących dumnie przy swoim władcy. Obraz ten naznaczył życie pokoleń, przekazywany troskliwie wnukom, prawnukom – o biednym cesarzu, wygnanym po wojnie ze swojego kraju, który błogosławił swój lud. Władca jest jak pieczętny tłok, odciskający niezacieralny znak w duszach i charakterze swoich poddanych swoją osobowością, obecnością i postawą. Monarchia już nie istnieje, ale ta pieczęć nie została złamana przez żadne siły. Imperium materialnie przestało istnieć, trwa jednak marsz pokoleń po habsburskich imperialnych szlakach.   

18 maja 2008

RyM

Tekst pierwotnie publikowany w nr  8/ 2009 „Templum Novum”.

Fragment: J. Roth, Popiersie cesarza. Poznań 1996, s. 63. Przeł. S.H. Kaszyński.