Adamiakowa w akcji! EuroCepeliada
2012?
|
Chińczycy się uwinęli. Cały kraj
zakwitł biało-czerwonymi gadżetami, rozdawanymi półdarmo w supermarketach.
Zaczyna się festiwal konsumpcyjno-patriotycznych uniesień. Potem będzie czas na
kaca... i wzajemne wytykanie palcami – kto spieprzył...
Wszystko istotnie gotowe. Wiadomo
już, kiedy autostrady zostaną otwarte. Wiadomo już, kto zastąpi trenera Smudę
po przegranych mistrzostwach. Wiadomo już, że Polska drużyna celebrytów wyjdzie
z grupy. Wiadomo też, gdzie będą największe europejskie targowiska.
Ekipa się spisała. Stadionowi
chuligani pozamykani, pomimo wykazywanej rewolucyjnej czujności wobec kolejno
następujących prowokacji. Metro wysiadło w stolicy i kibice Polonii musieli
fatygować się pieszo na ul. Łazienkowską, aby oglądać grę swojej drużyny. Ktoś
„zapomniał” poinformować kibiców Lecha o zakazie wstępu na stadion „Serbii”
Warszawa, w trakcie trwania manifestacji zwolenników „Radia Maryja”. Przypadki
i przypadeczki, których wiele można wymienić.
Jeśli coś nie wyjdzie, to wiadomo,
kto jest winny. Zagraniczne media, psujące wizerunek Polski, szkalujące polskie
społeczeństwo i ukazujące w krzywym zwierciadle nieliczne i sympatyczne polskie
wady narodowe. Bo największą zaletą Polaków jest dobre samopoczucie wynikające
z solidnego wykonania roboty.
Żółty bije Czarnego…
Wszystkie kolory czarne są
piękne!!!
|
Zanim usłyszymy pierwszy gwizdek,
przedstawiamy wyszperany w antykwariacie artykuł z 1937 roku, zamieszczony w redagowanym
przez Juliana Babińskiego i Jerzego Brauna skrajnie prawicowym tygodniku
„Merkuryusz Polski Ordynaryiny” (nr 42/1937), który trąci naftaliną, ale
zawiera kilka cennych spostrzeżeń. (Pomijamy alegoryczność tekstu, w którym
prawdziwym tematem są zawiłe relacje społeczne związane z działalnością lewicowej
Ligi Praw Człowieka).
„Manewry stadionowe” ultrasów
mają długą tradycję, sięgającą przedwojnia. Polski Związek Piłki Nożnej nigdy
nie cieszył się prestiżem i już dawniej służył jako wdzięczny temat do pisania kabaretowych
tekstów. A co najważniejsze, rozgrywki ligowe były niejednokrotnie bardziej
interesujące na trybunach niż na piłkarskiej murawie. I tak już chyba
pozostanie.
Wyzłośliwiec
DO RĄK WŁASNYCH
JWIELMOŻNEGO PANA PREZESA
Polskiego Związku Piłki Nożnej
W Warszawie
Szanowny P. Prezesie, nie
będziemy ukrywali, że pisząc ten osobliwy list, czujemy lekkie zażenowanie.
Przede wszystkim dlatego, że nie mamy pojęcia o sporcie. Za naszych
młodzieńczych czasów wychowanie fizyczne polegało na luźnych igrzyskach pod
gołym niebem, bez klubów, bez boisk i, co najważniejsze, bez sędziowskiego
nadzoru. Teraz, jak to widać z gazet, nad każdym meczem czuwa sędzia.
Otóż
Szanowny Panie Prezesie, ośmielamy się wystąpić w obronie owych sędziów.
Natchnęła nas do tego notatka, znaleziona w „Słowie Pomorskim” z dwudziestego pierwszego
października. Przytaczamy ją w całości:
„Częstochowskie
boiska sportowe były ubiegłej niedzieli widownią ordynarnych bójek, które miały
miejsce aż na 3 boiskach. Na meczu Częstochówka – Turyści publiczność obiła
sędziego, którego musiała ratować policja. Na meczu Skra – Sarmacja jeden z
graczy Sarmacji pobił sędziego, w czym pomogła publiczność, wtargnąwszy na
boisko. Sędzia uratował się ucieczką. Podczas meczu klubów K. S. M. P. –
Victoria na boisku rozpoczęły walkę dwie grupy publiczności, wzajemnie się
masakrując. Wszystkich tych meczów nie dokończono.”
Krótka,
lapidarna notatka, lecz ileż w niej treści! Coś nas za serca ścisnęło, gdyśmy
ją przeczytali. Panie Prezesie, pomyślmy o ochronie tych niewinnych istot, o
ochronie sędziów sportowych. Jeżeli troszczymy się o konie dorożkarskie, jeżeli
istnieje liga, której członkowie nie pozwalają być pierwszej lepszej chabety,
to czemu nie ma ligi przyjaciół sędziów sportowych?
Dlaczego po
meczu piłki nożnej pozwala się bić sędziego? Czy nie udałoby się ulżyć ich
doli?
Nie znamy
się na sporcie i dlatego tak śmiało piszemy. Ale, im bardziej się wczytujemy w
wiadomość z Częstochowy, tym większe nas ogarnia przerażenie. Bo jeżeli w
Częstochowie jedna niedziela daje w plonie trzech poturbowanych sędziów, to
mecze niedzielne w Warszawie dają przypuszczalnie trzydziestu, albo
czterdziestu.
Kto ad nimi
czuwa, kto ich leczy, kto dba o tych biedaków? Czy pomyślano o założeniu
specjalnego szpitala dla sędziów sportowych? Dlaczego Polskie Radio nie urządza
dla nich pogadanek? Dlaczego na ulicach nie sprzedaje się znaczków, nie robi
się zbiórki na opiekę nad sędziami?
To są,
Panie Prezesie, takie drobne uwagi i pytania, które same się cisną pod pióro.
Nasz projekt ochrony sędziów sportowych jest poważniejszy. Występujemy z
gotowym planem.
Ponieważ sędziów się bije, i inaczej nie może
być, ulżyjmy doli tych nieszczęsnych przez utworzenie FOSS (Fundusz
Opancerzenia Sędziów Sportowych).
Pomysł nasz
jest prosty. Każdego sędziego, na 15 minut przed meczem piłki nożnej, trzeba
ubrać w pancerz, szyszak, przyłbicę naramienniki, nagolenniki i rękawice
metalowe. Innymi słowy, trzeba go umieścić w kompletnej zbroi, któryby go
zabezpieczała przed ciosami.
Tak wystrojony,
sędzia będzie mógł spokojnie sprawować swe obowiązki bez narażania zdrowia i
życia. Jeżeli publiczność lub gracze zechcą go bić, to nic mu już nie zrobią.
Nad całością sędziego będzie czuwał FOSS.
Nasz
projekt niewiele byłby wart, gdybyśmy nie pomyśleli o szczegółach. Oto kilka
niezbędnych uzupełnień:
1) Zbroja
powinna być zamykana na kluczyk, aby gracze nie mogli jej ściągnąć z sędziego.
Najlepsze wydają nam się zamki patentowane Yale. Dlatego najlepsze, że trudno
na poczekaniu dorobić wytrych, a gdyby zaczęto coś majstrować i dopasowywać, to
zdąży się przeszkodzić.
2) Zapasowy
klucz powinien leżeć w kasie pancernej Polskiego Związku Piłki Nożnej w
Warszawie, a drugi kluczyk, będący w użyciu, zaraz po zamknięciu sędziego zbroi
trzeba zanieść do najbliższego komisariatu i oddać za pokwitowaniem panu Pleno
Titulo dyżurnemu przodownikowi Policji Państwowej.
3) Należy
baczyć, aby gracze nie przynosili na boisko młotów, kilofów, pilników, „raków”
kasiarskich, butli z tlenem itd., gdyż przedmioty te mogłyby być użyte do
wyłuskania sędziego ze zbroi lub do rozkucia łańcucha (o czym piszemy niżej).
4) Gwizdek
sędziowski powinien być wlutowany w przyłbicę, aby sędzia mógł dmuchać bez
wysiłku.
5) Przez
cały czas trwania meczu, sędzia musi być przybity do pala na łańcuchu. W tym
celu założy mu się na nogę, tuż nad kostką, obrączkę metalową odpowiedniej
średnicy. Łańcuch powinien mieć długość co najmniej 50 metrów. Chodzi o to, aby
sędzia mógł biegać i aby go gracze nie porwali i nie rzucili do Wisły (vide
supra), albo nie upiekli na stosie.
6) Niezależnie
od wyników meczu, w dni świąteczne wolno będzie bić sędziów (opancerzonych)
kijami, laskami, parasolami, kamieniami wagi do 1 i pół kg, butelkami, grudami
ziemi (bez ograniczenia wagi), pompkami do rowerów. Jednakże bicie jednego
sędziego nie może trwać dłużej niż 10 minut. Należy zabronić chwytania sędziów
na arkan i podkadzania dymem. Nie wolno zatykać gwizdka sędziowskiego korkiem,
woskiem, plasteliną itp.
7) Najpóźniej
w pół godziny po meczu należy odebrać kluczyk z komisariatu Policji Państwowej
i wypuścić sędziego ze zbroi.
*
Tak wygląda, Szanowny Panie Prezesie, nasz
projekt ochrony sędziów sportowych. My tylko rzucamy myśl, wykonaniem zajmie
się FOSS. Na zakończenie spieszymy jeszcze dodać, że dla ulżenia sędziom,
pancerze warto robić nie ze stali, lecz z duraluminium, jak zeppeliny. Jeżeli
zeppelin fruwa, to sędzia będzie mógł wyprawiać wszelkie hopki na boisku.
Nasz pomysł, Szanowny Panie Prezesie, ma
tę dobrą stronę, że nie pozbawia meczów największej atrakcji, jaką jest bicie
sędziów, i jednocześnie daje tym pożałowania godnym istotom lepsze widoki na
przyszłość.
„Merkuryusz Polski Ordynaryiny” (nr 42/1937)
|