wtorek, 29 stycznia 2013

Obserwacje z wyższego piętra


Z Księgi Przyjaciół

Gdzie po raz pierwszy zakręcają schody
Na drugie piętro, popatrzyłem w dół,
Ten sam kształt zobaczyłem okręcony wokół
Poręczy, wśród oparów smrodu,
Walczący z diabłem schodów, który przybrał
Dwuznaczną twarz nadziei i zawodu.


Kiedy wziąłem do ręki zbiór esejów „Poeta rozmawia z filozofem” Adama Zagajewskiego przypomniało mi się spotkanie z poetą, w którym uczestniczyłem w Katowicach (a to prawie rocznica!) w styczniu 2006 roku. Zagajewski w czasie spotkania czytał wiersze z tomiku „Anteny”, okraszając je swoimi uwagami. Przebijała z utworów melancholia i nostalgia („Brama”, „Pani od dykcji”), a może cioranowski „strach” (tak, tak, to chyba strach!) przed upływem czasu. „Poezja nie wymaga żadnych wyjaśnień” – stwierdzał raz za razem. To prawda. Ale... To chyba tylko pobożne życzenie poetów, przekonanych o tym, że wobec świata poezja sama się obroni. Po niezwykle interesujących rozważaniach na temat procesu powstawania poezji, jako wyrazu stanu oszołomienia światem – olśnienia, następuje zawsze dramatyczny moment konfrontacji z brakiem wrażliwości, głupotą i złośliwością. Przyszedł czas na konfrontację poety z przekonaną o swojej mocy opinią „ludu” zaściełającego szczelnie podbite aksamitem fotele. Moje wielokrotne obserwacje znajdują kolejne potwierdzenie. Zadający pytania pochodzą zawsze z dwóch odrębnych szczepów indiańskich. Pierwsi, przybyli aby zerwać z pokrytej siwizną skroni skalp. Zadają pytanie, choć zależy im nie na odpowiedzi, ale na upokorzeniu, zniszczeniu i wdeptaniu w ziemię domniemanego szkodnika. Jegomość wywijając trzymaną w ręce gazetą, peroruje zarzucając poecie zdradę narodową, „korowskie” korzenie, kosmopolityzm. Czekałem na zwieńczenie tej kanonady w postaci wypomnienia poecie lektoratu partyjnego, ale brakło panu przygotowania i oddechu. Pytanie nie padło. Prawdopodobnie przekonany, że skalp już spoczywa w jego ręce, a zmiażdżony wróg ojczyzny leży przywalony ołowiem nawały artyleryjskiej godnej marszałka Bonnala. Drudzy Indianie przyszli na spotkanie po to aby dać wyraz swojemu nic nie znaczącemu istnieniu. „Zadaję pytanie więc jestem”. Pewna obszerna pani, w zwyczajowy sposób tego plemienia rozpoczyna pytanie od długiej tyrady otwieranej zawsze tym samym kluczem wiolinowym – „ja”. A więc dowiadujemy się wszyscy, że w czasie swojej podróży z Zurychu do... cholera wie jakiej Lozanny czy Genewy, czytała w szwajcarskiej gazecie artykuł na temat przeciekawej książki dobrze zapowiadającego się – a więc nikomu nie znanego – pisarza, czy intelektualisty – chorwackiego, greckiego czy też mołdawskiego. Oczywiście poeta został poproszony o komentarz. Czego? Nikt się nie dowiedział, czy chodziło o skomentowanie cytatu z gazety, warunków podróży szwajcarskimi liniami lotniczymi, czy może o zalety wynikające z podróżowania... Warte zapamiętania okazało się tylko jedno pytanie: czego Zagajewski nie lubi w poezji amatorskiej. A nie lubi wielu rzeczy – braku zakorzenienia poetyckiego, braku dojrzałości estetycznej, braku odpowiedniego narcyzmu. Miałem wtedy wrażenie, że to pytanie było zastawioną pułapką, w którą Zagajewski dał się złapać, umykając w przeciwną stronę pięknej i celnej puenty swego eseju „Przeciw poezji”. Bo, czy istnieje podział na poezję „amatorską” i ..... „profesjonalną”? „zawodową”? „nieamatorską”? Kim był zatem Dante, albo Eliot? Poetą amatorem, amatorem poezji, czy poetą?
Urzędnik bankowy Eliot pisał w 1929 roku, że istnieje „prawdziwa poezja”, przemawiająca do nas zanim jeszcze zrozumiemy głęboki sens słów. Ezra Pond, włóczęga znający kilka języków martwych i niepotrzebnych już do żadnych operacji handlowych, ostrzegał (!), że poezja rodzi się z niemożności wewnętrznego zniesienia ciszy i milczenia. Tym różni się poezja od rymowanek na temat wiosennych kwiatków.
Otrzymałem wpis Zagajewskiego do mojego egzemplarza „Obrony żarliwości”. Bez specjalnej satysfakcji, ale z poczuciem dawno przeczuwanej sympatii, która pojawiła się wraz z przeczytaniem napisanej przez niego przestrogi: „Ci, co hołdują dialogiczności i lubią szum przenośnych komputerów, nie będą walczyli z bronią w ręku”. Bawi mnie często jego skrywana, pełna zakłopotania fascynacja „podejrzanymi pisarzami”: Hofmannstahlem, Cioranem, Jüngerem, Bennem, czy Gomezem Davilą. Zdaje się wtedy wmawiać czytelnikowi: „Tak. Palę... Ale, nie zaciągam się!”
Moja sympatia do twórczości Zagajewskiego jest jak najbardziej uzasadniona, tkwi bowiem w adoracji wewnętrznej samotności. Lubię go za obserwację z wyższego piętra. Za przypomnienie platońskiego metaxu, będącego kwintesencją człowieczeństwa, polegającego na harmonijnym połączeniu i przenikaniu się „ziemi” i „nieba” – świata zmysłowego z światem idei. Cenię, za od dawna przyjęty dystans wobec wszechobecnej barykady, zza której ciężko dojrzeć nie tylko horyzont (owe miejsce zetknięcia się wysokiego z płaskim), ale i sąsiedniego podwórka. Za obserwację z okna, z którego widać więcej, niż z płaskiej perspektywy prawego czy lewego trotuaru. Okno Zagajewskiego nie jest co prawda moim oknem, bo liberalizm jest dla mnie kłamstwem, które nie stanowiło nigdy prawdziwej alternatywy wobec społecznego zła. Jest jednym z tych bożków, którzy nie żądają krwi, ale chętnie biorą i ciało i duszę. Zawsze i dla każdego czai się pokusa szukania ratunku w prostocie wędzidła... Czy jednak warto?... 

Gdzie po raz pierwszy zakręcają schody
Na trzecie piętro, było okno jak figa brzuchate –
Za krzakiem głogu i pasterską chatą
Barczysta postać w błękit i w zieleń ubrana
Maj czarowała na antycznym flecie.
Słodkie są włosy rozwiane, włosy brązowe
                                            rozwiane na wargach,
Bez i brązowe włosy;
Roztargnienie, muzyka fletu, kroki myśli idące
                                               na trzecie piętro
Dźwięczą i nikną na nowo,
Siła ponad rozpaczą i nadzieją, pnie się na
                                               trzecie piętro.  

19 stycznia 2010 r.

RyM

Fragment: T.S. Eliot, Środa popielcowa. III, 96-116. Tłum. Krzysztof Boczkowski. [w:] Thomas Stearns Eliot, Poezje wybrane. Warszawa 1991.