Oswald Spengler |
Specjaliści oceniają, że w 2050 r. na każdego Włocha w wieku
produkcyjnym będzie przypadać dwóch emerytów. W ciągu najbliższych 200 lat
liczba Niemców zmniejszy się o 98%! Czy te groźby się ziszczą? Czy będą dotyczyły
również języka polskiego, niemieckiego, czeskiego czy śląskiego, zależy tylko
od nas. Czy Europa przerodzi się w kontynent starców, przepowiadane przez
Kapuścińskiego „muzeum ludzkości”? Czy stoimy w obliczu demograficznej zapaści
i cichego podboju dokonanego przez pozaeuropejskich imigrantów? Odpowiedzi można poszukiwać w opublikowanym
przez „Asia Times” interesującym tekście Davida P. Goldmana pt. „The Fifth Horseman of the Apocalypse”
(„Piąty jeździec Apokalipsy”), będącym fragmentem jego książki „How Civilizations Die” („Jak umierają
cywilizacje”).
Globalna zapaść
Problem zapaści demograficznej wbrew pozorom nie dotyczy
tylko obszaru europejskiego, ale spędza sen z oczu także rosyjskim analitykom oraz
islamskim przywódcom z Bliskiego Wschodu. Zjawisko jeszcze do niedawna pomijane
milczeniem przez „światłych” lewicujących politologów i „poprawnych
politycznie” polityków okazuje się problemem globalnym. Badania wskazują na
katastrofalny wręcz spadek współczynnika urodzeń w wielu miejscach kuli
ziemskiej, a w ostatnim okresie także w świecie muzułmańskim. Pod koniec tego
stulecia może on osiągnąć współczynnik wielokrotnie niższy od europejskiego.
Wydawało nam się – pisze David Goldman – że Europa stoi na
skraju przepaści bliskiej najgorszych prognoz rozpowszechnianych przez
Zielonych. Zdaniem lewicy proces niszczenia środowiska oraz emisja dwutlenku
węgla mogą zostać powstrzymane tylko przez wprowadzenie chińskich norm kontroli
urodzeń, popieranych gorliwie przez ONZ. Okazuje się, że niekoniecznie. Wskaźnik
urodzeń osiągnął tak niski poziom w państwach wysoko rozwiniętych, że w
niedalekiej przyszłości nie jest możliwe zachowanie normalnej wymiany pokoleń na
rynku pracy, która gwarantuje utrzymanie wysokiego poziomu życia, normalnego
funkcjonowania systemu emerytalnego i opieki medycznej.
Jednak najbardziej szokujące okazują się analizy dotyczące sytuacji
demograficznej w krajach muzułmańskich, których tradycyjna struktura społeczna
jest o wiele bardziej krucha niż technokratyczna konstrukcja społeczeństw
europejskich. Współczynniki demograficzne w krajach muzułmańskich są najniższe
od kiedykolwiek odnotowanych. Przykładowo przeciętna irańska kobieta w wieku 30
lat, pochodząca z tradycyjnej ośmioosobowej rodziny, wyda na świat nie więcej
niż jedno, a najwyżej dwoje dzieci. Jest to zjawisko powszechne w Iranie, ale w
Turcji czy Algierii wcale nie jest lepiej. Goldman pisze: „W połowie tego
stulecia pas krajów muzułmańskich od Maroka po Iran stanie się wyludniony tak jak
Europa”. Dodajmy do tego, że efekt demograficznej bomby zegarowej w świecie
islamskim będzie posiadał zwielokrotnioną siłę wybuchu. Olbrzymia nadwyżka starców
będących na utrzymaniu młodych Irańczyków, Egipcjan, Libijczyków czy
Algierczyków będzie utrzymywana przez ekonomię, której wydajność wynosi jedną
dziesiątą wydajności gospodarki europejskiej. Bieda, nędza i zapaść. Ta analiza,
zdaniem amerykańskiego publicysty Nowej Prawicy, wskazuje też na inne negatywne
zjawiska. Przede wszystkim na zwiększenie się zagrożenia ze strony radykalnego
islamu, dla którego wrogiem może okazać się (a już widać symptomy!) również własna
społeczność i własna kultura. Rozpacz i brak nadziei może popchnąć ekstremistów
do działań desperackich i samobójczych w skali globalnej.
Pierwsze powszechne prawo Spenglera
Współczesna politologia okazuje się niezdolna do analizy konsekwencji
zapaści demograficznej. Tu nie rządzi racjonalna kalkulacja, wyrachowany
interes czy długofalowe planowanie: przed nami otwiera się dżungla
irracjonalnych wyborów politycznych, wrogości pozbawionej kalkulacji i nowych
„egzotycznych” sojuszów. Powracamy do ignorowanych spostrzeżeń Oswalda
Spenglera – jednostka i zbiorowość znajdująca się na krawędzi śmierci nie
posiada „racjonalnie zdefiniowanych interesów”. Goldman nazywa tę konstatację pierwszym
powszechnym prawem Spenglera.
Konwencjonalne analizy geopolityczne ignorują aspekt
demograficzny, koncentrując się na takich czynnikach jak terytorium, złoża surowców
mineralnych czy dostępne technologie. Przekłada się to na brak prognoz
dotyczących reakcji społeczeństw znajdujących się w obliczu demograficznej samozagłady.
Koncepcje geopolityczne, nawet jeśli obejmują aspekty demograficzne, ignorują
kwestie świadomości demograficznej ludzi. Pomijają milczeniem tak istotny
czynnik, jakim jest chęć wydania na świat kolejnej generacji, kontynuującej
tradycję i dziedzictwo poprzednich pokoleń.
Wstrząs demograficzny, związany z drastycznym spadkiem
populacji w Europie, USA, Chinach i na Bliskim Wschodzie, zdaniem Goldmana będzie
kluczowym czynnikiem polityki tego wieku. Czeka nas stulecie niepokojów
społecznych, zamieszek i wojen. Kto wie, czy ludy stojące na skraju przepaści
nie zdecydują się na opisane przez Spenglera zejście z areny w blasku chwały?
Kto wie, czy np. wstępujący w fazę schyłku, gnicia i degeneracji populacyjnej Iran
nie zdecyduje się na ostatnią wojnę w celu zaznaczenia swego miejsca w
historii? Nikomu nie udało się jeszcze racjonalnie wyjaśnić, dlaczego niektóre
kraje decydowały się na wojnę, która z góry była skazana na przegraną, czego
najlepszym przykładem jest Japonia w latach 30 i 40 XX wieku. Dlaczego rzucano
się w odmęty konfliktów zbrojnych, które nie posiadały żadnych racjonalnych
argumentów strategicznych i nie broniły niczyich żywotnych interesów. Nikt nie
zgłębił jeszcze zależności pomiędzy dekadencją kultur i cywilizacji a
wykazywaną przez nie tendencją do autodestrukcji. Problem, zdaniem Goldmana
częściowo leży w arbitralnym uznaniu oświeceniowych norm racjonalności za
powszechnie obowiązujące na świecie.
Mężczyzna, który w średnim wieku likwiduje swoją polisę
ubezpieczeniową i szasta pieniędzmi na lewo i prawo, jest traktowany jak
utracjusz. Jeśli jednak wiemy, że jest nieuleczalnie chory, pozostało mu
niewiele lat życia oraz nie posiada spadkobierców, to wówczas jego zachowanie
traktujemy jako w pełni uzasadnione. Zbiorowości ludzkie dotykają zjawiska
społeczne, które możemy traktować jak śmiertelne dla jednostek choroby. W
obliczu takich procesów nierzadko zarówno jednostki, jak narody czy kultury
wkraczają na drogę cywilizacyjnego samobójstwa opisanego przez Spenglera.
Tradycyjna wielopokoleniowa śląska rodzina. (Źródło) |
Skalę współczesnego genocydu zafundowanego przez konsumpcyjny
styl życia ujawnia raport ONZ dotyczący wymierających języków. Spośród ponad 6
tysięcy używanych dziś na świecie języków w ciągu każdego tygodnia dwa z nich wymierają.
Połowa z nich przestanie istnieć do końca tego stulecia; do 2200 r. nie będzie
używanych dziewięć z każdych dziesięciu istniejących teraz języków. Kwestia ta
na razie dotyczy języków z obszaru Papui Nowej Gwinei, Amazonii czy Syberii,
ale morowe powietrze dotrze również do nas. Na horyzoncie majaczy zanik języka
estońskiego i ukraińskiego. Jeśli tendencja populacyjna nie ulegnie zmianie,
zagrożone będą także takie języki jak japoński, włoski czy niemiecki.
Drugie powszechne prawo Spenglera
Goldman pisze kąśliwie, że „cywilizowany” świat patrzy dziś na
amazońskich Indian z litością sytych i bezpiecznych. Przestają istnieć, bo
wybrali życie chwilą, za którą płacą wydziedziczeniem – odcięciem od korzeni,
resetem pamięci i wyparciem się przodków. Wybór jest przecież w pełni
dobrowolny, wpisany w liberalno-demokratyczny porządek. Jednak my sami wcale
nie różnimy się od Indian w naszych zbiorowych wyborach. Biali syci i
bezpieczni wybrali przecież tę samą drogę, tyle że czas agonii wielkich i
dobrze zorganizowanych wspólnot jest bardziej rozłożony w czasie. Kostucha
zapuka również do naszych drzwi, robiła to już niejednokrotnie. Różnica polega jednak
na tym, że do tej pory historyczny rachunek za pogrążenie się w dekadencji był wymierzany
przez dobrze znanych czterech jeźdźców apokalipsy – wojnę, zarazę, głód i
śmierć. Do skutecznego kwartetu dołączył teraz piąty jeździec – utrata wiary.
Dzisiejsze cywilizacje i kultury nie umierają od wojen i głodu, ale od apatii, od
pogrążenia się w doczesności i teraźniejszości, od zaniku sensu życia.
Muzułmański zamachowiec-samobójca jest bliskim krewnym
pozbawionego sensu życia Aborygena czy samobójcy z tropikalnych lasów Amazonii.
Także europejska dekadencja okazuje się drugą stroną medalu islamskiego
ekstremizmu. Zarówno hedonistyczni Europejczycy, jak i muzułmańscy
fundamentaliści utracili swój związek z tradycją i przeszłością i nie posiadają
wiary w zwycięstwo. Europejski egoizm sytych i znudzonych jest bliski egoizmowi
fundamentalistów islamskich. Jedni mogą powiedzieć: „Kochamy życie ponad
życie”, drudzy zaś „Kochamy śmierć ponad życie”. Kiedy po raz kolejny narzędzia
dzisiejszej materialistycznej i demokratycznej politologii okazują się
bezużyteczne, z pomocą przychodzi nam Spengler: kiedy jakaś społeczność
widzi swoją śmierć jako najprawdopodobniejszą perspektywę i najbardziej przewidywalny
wynik zachodzących procesów, wtedy ginie z rozpaczy. Tak brzmi, zdaniem Goldmana,
drugie powszechne prawo Spenglera.
Szok i zagrożenie wynikające z zetknięcia się tradycyjnych
społeczeństw muzułmańskich z nowoczesnością wzmacniają tendencję do wyboru
rozwiązań radykalnych. W obliczu zbliżającej się powolnej zagłady muzułmańskiej
kultury i muzułmańskiego społeczeństwa, znikającego w gąszczu współczesnego
świata, wybór wojny kulturowej wcale nie oznacza najgorszego rozwiązania. Dla
wielu fundamentalistów jest wręcz jedynym godnym rozwiązaniem: jeśli zginąć, to
nie w efekcie roztopienia się w multikulturowym tyglu, ale z bronią w ręku.
Goldman zwraca uwagę, że wybór pomiędzy wojną a pokojem niekoniecznie odzwierciedla
dla islamistów racjonalną kalkulację ograniczoną do osiągnięcia korzyści lub
porażki. Jeśli jedna ze stron zdaje sobie sprawę, że pokój oznacza koniec jej
istnienia, nie posiada motywacji do utrzymywania tego pokoju ani nie postrzega wojny
jako czynnika dużego ryzyka. Dla radykalnych islamistów z Hamasu nienawiść do
Izraela wyrasta z prostej obserwacji rzeczywistości. Bogate i skuteczne państwo
żydowskie obok ubogiego i politycznie kalekiego państwa palestyńskiego oznacza bankructwo
islamu jako autorytetu. Większa część muzułmanów prędzej zginie niż zaakceptuje
taki werdykt.
„Drogie” dzieci
Demografowie wyodrębnili kilka czynników związanych z
obserwowanym spadkiem ludności: urbanizacja, edukacja i alfabetyzacja,
modernizacja tradycyjnych społeczeństw.
Dla społeczności tradycyjnych dzieci posiadały wartość ekonomiczną
związaną z pracą w rolnictwie, stanowiły także gwarancję zabezpieczenia
egzystencji rodziców w podeszłym wieku. Urbanizacja i systemy emerytalne sprowadziły
do zera wartość ekonomiczną potomstwa. Dzieci są dziś w społeczeństwach wysoko
rozwiniętych kosztownym luksusem, a nie rękojmią dobrobytu. Koresponduje z tym zjawiskiem
także feminizacja społeczeństw, przesuwająca cele życiowe kobiet z tradycyjnych
obszarów domu i potomstwa na obszary aktywności społecznej i ekonomicznej do
tej pory zarezerwowane dla mężczyzn. Podczas gdy biedne i niepiśmienne czarne kobiety
z Mali i Nigru posiadają średnio ośmioro dzieci wydanych na świat, wyedukowane
i zamożne białe kobiety z Europy i Ameryki najczęściej ograniczają liczbę
potomstwa do jednego, najwyżej dwójki dzieci.
Powrót do „teologii politycznej” i trzecie powszechne prawo
Spenglera
Nowoczesna śląska rodzina? (Źródło) |
W odróżnieniu od nowożytnych myślicieli politycznych, św.
Augustyn upatrywał spoistości wspólnoty politycznej poza wzajemnymi interesami jednostek
sprowadzanymi do żądzy władzy, bogactwa i samorealizacji. Dla autora „De civitate Dei” wspólnotowy charakter istoty
ludzkiej wyrasta z miłości i wspólnej woli w dążeniu do dobra. Na nich jest budowany
gmach uniwersalistycznej i imperialnej politei, w której egoizm musi
ustąpić poświęceniu na rzecz wspólnoty, a doczesne korzyści służą osiągnięciu
dóbr transcendentalnych. Rolą uniwersalistycznego imperium było łagodzenie
wewnętrznych napięć i wrogości w obrębie przestrzeni politycznej. W XVII wieku
Hobbes zerwał z takim sposobem postrzegania polityki, sprowadzając ją do
indywidualnej walki o przetrwanie. Zsekularyzowany model negował potrzebę
istnienia uniwersalistycznego imperium, akceptując wojnę wszystkich z
wszystkimi wyrastającą z walki o przetrwanie jednostek łączących się we
wspólnoty narodowe. Te zaś pozostają całkowicie niezależne od jakichkolwiek
czynników wyższych i zewnętrznych.
Na tym fundamencie wznosili swoje konstrukcje oświeceniowi
myśliciele w rodzaju Adama Smitha, Monteskiusza czy Kanta. Ten ostatni w 1793 r.
podkreślał, że może napisać konstytucję nawet dla rasy diabelskiej, jeśli ta
okaże się odpowiednio racjonalistyczna. Racjonalizm został wyniesiony do
poziomu jedynego światopoglądu zdolnego do skutecznego wypasu ludzkiego bydła i
hodowli odpowiednio sterowalnego przez elity typu obywatela. Ignorowano
oczywisty fakt, że istota ludzka jest czymś więcej niż tylko kilkudziesięcioma
kilogramami wody, tłuszczu i białka, że człowiek jest istotą znacznie bardziej
skomplikowaną niż prosty niczym konstrukcja cepa marksistowski proletariusz.
Zsekularyzowana antropologia ignoruje człowieka w jego najbardziej podstawowym
aspekcie. Podstawowym ludzkim uczuciem jest bowiem strach przed śmiercią.
Lewicowy socjolog Eric Kaufmann, ubolewając nad dysproporcją
w płodności pomiędzy środowiskami i narodami religijnymi a środowiskami i
narodami zsekularyzowanymi i agnostycznymi twierdzi, że najsłabszym ogniwem w
świeckiej antropologii jest ignorowanie najważniejszego ludzkiego pragnienia –
dążenia do nieśmiertelności dla siebie i swoich bliskich. Tradycyjne
społeczności musiały żyć w cieniu śmierci. Wysoka śmiertelność noworodków powszechnie
występowała w Europie jeszcze w XIX wieku. Ostatnia klęska głodu na naszym
kontynencie miała miejsce w połowie XIX wieku. Grypa „hiszpanka” zebrała żniwo ofiar
większe niż I wojna światowa jeszcze w XX wieku. Europa przeżyła w ciągu wieku „postępu
i demokracji” hekatombę dwóch wojen światowych.
Mimo tego, że nie zagraża nam teraz głód, a współczesna
medycyna radzi sobie z wieloma śmiertelnymi chorobami, z ludzkich rachub nie
usunięto widma śmierci. A jednak, paradoksalnie, egzystujemy w cywilizacji
żyjącej bez śmierci. Czy to oznacza, że kostucha odstawiła kosę i pojechała na
długie wakacje? Oczywiście nie. Goldman po analizie negatywnych konsekwencji
sekularyzacji definiuje trzecie powszechne prawo Spenglera, które brzmi
następująco: wbrew temu, co głosi współczesna socjologia, śmiertelność wśród
ludzi w dalszym ciągu utrzymuje się na poziomie 100%.
Możemy oczywiście zachowywać się jak dzieci, zatykać uszy i
ignorować śmierć jako element nieistniejący w naszej cywilizacji, ale... na jak
długo?
Religia jako jedyna oferuje środki umożliwiające przezwyciężenie
śmiertelności. Zdaniem Goldmana homo religiosus jest istotą, która
stawia śmierć w centrum swojego życia po to, aby odnieść nad nią tryumf. Nie
jest możliwe zrozumienie związków zachodzących między wiarą a demografią,
gospodarką czy polityką bez zrozumienia egzystencjalnego doświadczenia
religijnego jednostki. Bez tego nie odpowiemy prawdziwie na globalny kryzys
demograficzny, który wymyka się opisowi opartemu na analizie instynktu
przetrwania jako nadrzędnego motoru działania człowieka. Wydaje się, że całe
narody odrzucają oświeceniową świętą
krowę racjonalności. Nie trzeba być religijnym, aby zrozumieć religię. Okazuje
się to pomocne w zrozumieniu tego, co się dzieje dokoła nas – konkluduje
Goldman.
Zakończenie
Na zakończenie kilka moich własnych spostrzeżeń.
Każdy, kto oglądał „Melancholię” Larsa von Triera,
potrafi sobie w łatwy sposób wyobrazić nagłą zagładę cywilizacji. Unicestwione
zostaje wszystko. Nagła śmierć dotyka nie tylko żyjących w chwili kataklizmu,
ale również pokolenia przodków. Śmierć obejmuje wszystkie przestrzenie czasu –
jest tu i teraz, ale swoją kosą dosięga grobów i kołysek. Giną żyjący obecnie i
przechowywana przez nich pamięć o przodkach, ginie język i kultura, w pył
rozsypuje się materialna strona ludzkiej aktywności. Tak jak w przypadku
wymarłych cywilizacji starożytnych, ich pozostałości materialne stają się
nieme. Nie istnieje już przyszłość. Nie ma już nic.
Przerażające?
Równie przerażające jest widmo demograficznego wypalenia.
Może mniej spektakularne od pojawienia się w zasięgu wzroku Melancholii, ale na
pewno nie mniej śmiercionośne.
Wstęp do naszego śląskiego kataklizmu majaczy na horyzoncie.
Zwiastuje go czarna dziura pustej kołyski. Ogłasza go adoracja plakatu
wyborczego, przy zaniku tradycyjnej śląskiej religijności. Zdradza go język
polityczny pełny wyrachowania i krótkoterminowe kalkulacje polityczne. A wtedy
w najlepszym wypadku skończymy jak Siuksowie. W rezerwatach.