Wolność Internetu jest solą w oku demokratycznych polityków. Deklarują
co prawda bezgraniczne przywiązanie do
swobody i wolności, jednak koniecznie domagają się ujęcia jej w „jasno”
zdefiniowane ramy prawa. A że Internet w takie ramy nie został do tej pory
ujęty i panuje w nim absolutna swoboda wyrażania każdej opinii, to też pod
różnymi pozorami usiłuje się ten stan zmienić. Najnowsza próba to walka o prawa
własności intelektualnej.
Akt pierwszy
Zgodnie z ogólnie przyjętymi standardami demokratycznymi państwa prawa
prace nad ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) prowadzono w tajemnicy.
Treść umowy konsultowano wyłącznie z przedstawicielami dużych korporacji.
Pierwsze przecieki na ten temat pojawiły się w 2008 r. Od tego czasu wiele organizacji
i osób usiłowało uzyskać dostęp do wszystkich dokumentów dotyczących umowy,
jednak bez pozytywnego rezultatu. Również obecnie, wbrew zapewnieniom
polityków, umowa ta nie jest w pełni jawna, ponieważ dokumenty z procesu
negocjacji nadal pozostają tajne. Warto tę informację zapamiętać.
Zastanawiający jest aktualny pośpiech związany z podpisaniem tego
porozumienia. Kanada, Stany Zjednoczone, Australia, Japonia, Maroko, Nowa
Zelandia, Korea Południowa i Singapur podpisały ją 1 października 2011 r. Rada
Unii Europejskiej przyjęła porozumienie w sprawie ACTA 16 grudnia 2011 r. o
czym raczyła – w duchu demokratycznej uczciwości – poinformować społeczeństwo
Unii na 43 stronie (ostatniej) komunikatu prasowego dotyczącego rolnictwa irybołówstwa.
Polska podpisała umowę 26 stycznia 2012 r. Intrygujący jest fakt, iż Stany
Zjednoczone, które naciskają na jak najszybszą ratyfikację traktatu same nie
zamierzają go ratyfikować (USA podpisały dokument, ale go nie ratyfikowały,
przyznając mu status „memorandum of
understanding”). Tym samym
amerykańskie koncerny będą mogły uzyskać dostęp do danych osobowych osób
naruszających prawa własności intelektualnej w innych krajach, lecz sama umowa
nie będzie w pełnym zakresie obowiązywać na terenie USA.
Stawia to amerykańskie koncerny w uprzywilejowanej pozycji.
Akt drugi
Co w tej umowie takiego jest, że wzbudza ona taki społeczny opór? Cały
tekst ACTA jest sformułowany dość ogólnikowo i po pobieżnym przejrzeniu wydaje
się, że nie ma najmniejszych powodów do niepokoju. Jednak po wczytaniu się w
poszczególne artykuły zwraca na siebie uwagę ich niejednoznaczność, która
pozostawia wiele swobody w ich interpretacji. Oto kilka przykładów.
Artykuł 6 ACTA mówi, że każda ze stron umowy ma zapewnić „dostępność procedur
dochodzenia i egzekwowania praw, tak aby umożliwić skuteczne działania
przeciwko naruszaniu praw własności intelektualnej objętych niniejszą Umową,
w tym dostępność środków doraźnych zapobiegających naruszeniom
i środków odstraszających od dalszych naruszeń”. Jednocześnie czytamy:
„Żadne postanowienie niniejszego rozdziału nie może być interpretowane
w taki sposób, aby nakładało na Stronę wymóg pociągnięcia swoich
urzędników do odpowiedzialności za działania podjęte w związku
z wypełnianiem ich urzędowych obowiązków.” Tak więc należy uruchomić
wszelkie dostępne środki prawne i represyjne aby zapewnić jak najskuteczniejsze
działanie tej umowy, jednocześnie zwalniając urzędników z wszelkiej
odpowiedzialności za swoje działania.
Artykuł 8 umożliwia sądom wydanie nakazu
zaprzestania „działań stanowiących naruszenie” oraz „nakazu mającego na celu
uniemożliwienie wprowadzenia do obrotu handlowego towarów, które naruszają
prawa własności intelektualnej”. To również ważny punkt do którego jeszcze
powrócimy.
Artykuł 9 nakazuje organom sądowym podczas ustalania wysokości odszkodowania
za naruszenie własności intelektualnej wziąć pod uwagę „jakiekolwiek” zgodne z
prawem obliczenie wartości przedstawione przez posiadacza praw. Bardzo
uspokajający przepis dla obywateli - odszkodowania mogą być ustalane na
podstawie jakichkolwiek wyliczeń.
Artykuł 11 umożliwia przekazanie stosownych informacji o osobie
podejrzanej o naruszenie praw własności intelektualnej posiadaczowi tych praw.
„Informacje
takie mogą obejmować informacje dotyczące dowolnej osoby zaangażowanej
w jakikolwiek aspekt naruszenia lub podejrzewanego naruszenia oraz
dotyczące środków produkcji lub kanałów dystrybucji towarów lub usług
stanowiących naruszenie lub co do których zachodzi podejrzenie naruszenia,
w tym informacje umożliwiające identyfikację osób trzecich, co do których
istnieje podejrzenie”. Jak widać już samo podejrzenie naruszenia praw
autorskich ma stanowić podstawę do rozpoczęcia inwigilacji. Należy pamiętać,
tylko poprzez monitorowanie i sprawdzanie całego ruchu sieciowego podejrzanej
osoby, można stwierdzić czy nie narusza ona tych praw. Jest to luka, która
umożliwi totalną kontrolę społeczeństwa i zniszczy internetową swobodę
wypowiedzi.
Artykuł 12 przyznaje prawo do podjęcia
natychmiastowych, tymczasowych działań zapobiegawczych bez wysłuchania drugiej
strony. Od teraz będzie można zamykać strony internetowe z dnia na dzień, na
podstawie podejrzenia o naruszenie praw własności intelektualnej. A gdzie
europejska zasada domniemanej niewinności?
Artykuł 27 ma zapewnić „dostępność procedur
dochodzenia i egzekwowania, tak aby umożliwić skuteczne działania
przeciwko naruszaniu praw własności intelektualnej, które odbywa się
w środowisku cyfrowym, w tym doraźne środki zapobiegające naruszeniom
i środki odstraszające od dalszych naruszeń”. Dopuszcza również by
dostawca usług internetowych ujawniał posiadaczowi praw własności
intelektualnej dane osobowe osoby podejrzanej o ich naruszenie.
Na koniec Artykuł 28 ACTA ukazujący
prawdziwego ducha jawności i uczciwości mieszczącego się w unijnych standardach
“demokratycznego państwa prawa”. Zachęca on sygnatariuszy ACTA do podjęcia
wysiłku nad „wspieraniem, tworzeniem i utrzymaniem formalnych
i nieformalnych mechanizmów, takich jak grupy doradcze, w ramach
których jej właściwe organy mogą poznać opinie posiadaczy praw i innych
odpowiednich zainteresowanych stron.” Z bogatej historii amerykańskiej mafii
wiadomo, że tworzenie nieformalnych grup interesu “pozytywnie” wpływa na rozwój
społeczeństwa, dobrobytu i uczciwość klasy politycznej.
Jak widać na powyższych przykładach cały tekst
umowy roi się od niejasnych i niejednoznacznych sformułowań, które umożliwiają
daleko idące ograniczenie swobód obywatelskich. Naturalnie politycy zapewniają,
że zapisy te będą stosowane z poszanowaniem wolności obywateli. Czym są te
zapewnienia widać z analizy Artykułu 31 i 32 Konwencji wiedeńskiej o prawie
traktatów z dnia 23 maja 1969 r. Interpretacja tych niejasności będzie
dokonywana w świetle dokumentów powstałych wyłącznie w trakcie negocjacji. Te
jak pamiętamy pozostały tajne. W umowie nie znajdziemy również podstawowej
definicji co ustawodawcy rozumieją pod pojęciem „własności intelektualnej”.
Konsekwencje tego mogą być rzeczywiście dramatyczne.
Akt
III
Całe zamieszanie powstałe wokół ACTA skupia
się na prawach autorskich dotyczących filmu, muzyki i oprogramowania
komputerowego oraz potencjalnej cenzury treści nielegalnych i szkodliwych. Jednak
umowa jak się okazuje nie dotyczy tylko tych dziedzin. Brak definicji
“własności intelektualnej” dokument kompensuje odwołaniem do porozumienia TRIPS, które pozwala na szerokie
pojmowanie “własności intelektualnej”,
począwszy od praw autorskich, przez znaki towarowe i prawo patentowe, po
ochronę informacji nieujawnionej. Interpretacja taka pozwoli na zamykanie stron
internetowych, gazet, etc. publikujących informacje na podstawie jakiegoś
przecieku, który zostanie potraktowany jako kradzież “własności
intelektualnej”.
Opublikowanie informacji na temat ACTA w komunikacie prasowym UE dotyczącym rolnictwa i
rybołówstwa nie było przypadkowe. Nie było również zwykłym aktem dezinformacji,
częstych przy okazji prac nad tym dokumentem. Rolnictwo oparte na uprawach
genetycznie modyfikowanych (GMO) jest prowadzone wyłącznie na zasadzie licencji
kupowanych od koncernów.
Sytuacja wprowadzenia rozwiązań umowy w tą sferę gospodarki rodzi
szereg wątpliwości. Pyłki roślin modyfikowanych genetycznie mogą zostać przeniesione
przez wiatr na pole rolnika, który nie korzysta z upraw GMO, oraz nie posiada
licencji. Rodzi się podejrzenie
naruszenia praw „własności intelektualnej”. To nie jest sytuacja wyssana z
palca. Takie sytuacje zdarzają się już teraz. Na polu kanadyjskiego farmera
Percy’ego Schmeisera stwierdzono uprawy GMO. W konsekwencji koncern Mosanto
wytoczył mu proces o nielegalne uprawianie modyfikowanych genetycznie roślin.
Sąd nie dał wiary zapewnieniom oskarżonego, że są to samosiejki i nakazał mu
zapłacenie opłat patentowych. Dopiero po kilkuletniej batalii sądowej uwolniono
go z nakazu uiszczenia tych opłat. Dzięki ACTA koncerny będą mogły działać
szybciej i sprawniej, nie czekając na wyroki sądowe, domagając się odszkodowań
na podstawie „jakichkolwiek wyliczeń”.
Podobnie wygląda sytuacja leków generycznych (często tańszych
zamienników). Koncerny często starają się zablokować ich sprzedaż występując na
drogę sądową. Procesy takie są niezwykle skomplikowane i ciągną się latami.
Wprowadzenie rozwiązań ACTA niewątpliwie doprowadzi do natychmiastowego
zablokowania sprzedaży spornego produktu, bez sądowego wyroku. Jednak co się
stanie gdy koncern po kilku latach proces przegra? Kto zwróci straty poniesione
przez pozwanego? Rozwiązania tych problemów w tej umowie nie znajdziemy. Z tych
właśnie powodów traktat skrytykowała organizacja Lekarze Bez Granic.
ACTA stanowi największe
zagrożenie dla wolności słowa i swobody wypowiedzi nie tylko w Internecie, nie
należy jednak zapominać o innych obszarach, które ta umowa obejmie swym
śmiercionośnym zasięgiem. A biorąc pod uwagę jej ogólnikowość nie jesteśmy
nawet w stanie ich orientacyjnie określić.