sobota, 11 lutego 2012

Dramat w 3 ACTAch


Wolność Internetu jest solą w oku demokratycznych polityków. Deklarują co prawda  bezgraniczne przywiązanie do swobody i wolności, jednak koniecznie domagają się ujęcia jej w „jasno” zdefiniowane ramy prawa. A że Internet w takie ramy nie został do tej pory ujęty i panuje w nim absolutna swoboda wyrażania każdej opinii, to też pod różnymi pozorami usiłuje się ten stan zmienić. Najnowsza próba to walka o prawa własności intelektualnej.

Akt pierwszy
Zgodnie z ogólnie przyjętymi standardami demokratycznymi państwa prawa prace nad ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement) prowadzono w tajemnicy. Treść umowy konsultowano wyłącznie z przedstawicielami dużych korporacji. Pierwsze przecieki na ten temat pojawiły się w 2008 r. Od tego czasu wiele organizacji i osób usiłowało uzyskać dostęp do wszystkich dokumentów dotyczących umowy, jednak bez pozytywnego rezultatu. Również obecnie, wbrew zapewnieniom polityków, umowa ta nie jest w pełni jawna, ponieważ dokumenty z procesu negocjacji nadal pozostają tajne. Warto tę informację zapamiętać.
Zastanawiający jest aktualny pośpiech związany z podpisaniem tego porozumienia. Kanada, Stany Zjednoczone, Australia, Japonia, Maroko, Nowa Zelandia, Korea Południowa i Singapur podpisały ją 1 października 2011 r. Rada Unii Europejskiej przyjęła porozumienie w sprawie ACTA 16 grudnia 2011 r. o czym raczyła – w duchu demokratycznej uczciwości – poinformować społeczeństwo Unii na 43 stronie (ostatniej) komunikatu prasowego dotyczącego rolnictwa irybołówstwa. Polska podpisała umowę 26 stycznia 2012 r. Intrygujący jest fakt, iż Stany Zjednoczone, które naciskają na jak najszybszą ratyfikację traktatu same nie zamierzają go ratyfikować (USA podpisały dokument, ale go nie ratyfikowały, przyznając mu status „memorandum of understanding”). Tym samym amerykańskie koncerny będą mogły uzyskać dostęp do danych osobowych osób naruszających prawa własności intelektualnej w innych krajach, lecz sama umowa nie będzie w pełnym zakresie obowiązywać na terenie USA. Stawia to amerykańskie koncerny w uprzywilejowanej pozycji.
Akt drugi
Co w tej umowie takiego jest, że wzbudza ona taki społeczny opór? Cały tekst ACTA jest sformułowany dość ogólnikowo i po pobieżnym przejrzeniu wydaje się, że nie ma najmniejszych powodów do niepokoju. Jednak po wczytaniu się w poszczególne artykuły zwraca na siebie uwagę ich niejednoznaczność, która pozostawia wiele swobody w ich interpretacji. Oto kilka przykładów.
Artykuł 6 ACTA mówi, że każda ze stron umowy ma zapewnić „dostępność procedur dochodzenia i egzekwowania praw, tak aby umożliwić skuteczne działania przeciwko naruszaniu praw własności intelektualnej objętych niniejszą Umową, w tym dostępność środków doraźnych zapobiegających naruszeniom i środków odstraszających od dalszych naruszeń”. Jednocześnie czytamy: „Żadne postanowienie niniejszego rozdziału nie może być interpretowane w taki sposób, aby nakładało na Stronę wymóg pociągnięcia swoich urzędników do odpowiedzialności za działania podjęte w związku z wypełnianiem ich urzędowych obowiązków.” Tak więc należy uruchomić wszelkie dostępne środki prawne i represyjne aby zapewnić jak najskuteczniejsze działanie tej umowy, jednocześnie zwalniając urzędników z wszelkiej odpowiedzialności za swoje działania.
Artykuł 8 umożliwia sądom wydanie nakazu zaprzestania „działań stanowiących naruszenie” oraz „nakazu mającego na celu uniemożliwienie wprowadzenia do obrotu handlowego towarów, które naruszają prawa własności intelektualnej”. To również ważny punkt do którego jeszcze powrócimy.
Artykuł 9 nakazuje organom sądowym podczas ustalania wysokości odszkodowania za naruszenie własności intelektualnej wziąć pod uwagę „jakiekolwiek” zgodne z prawem obliczenie wartości przedstawione przez posiadacza praw. Bardzo uspokajający przepis dla obywateli - odszkodowania mogą być ustalane na podstawie jakichkolwiek wyliczeń.
Artykuł 11 umożliwia przekazanie stosownych informacji o osobie podejrzanej o naruszenie praw własności intelektualnej posiadaczowi tych praw. „Informacje takie mogą obejmować informacje dotyczące dowolnej osoby zaangażowanej w jakikolwiek aspekt naruszenia lub podejrzewanego naruszenia oraz dotyczące środków produkcji lub kanałów dystrybucji towarów lub usług stanowiących naruszenie lub co do których zachodzi podejrzenie naruszenia, w tym informacje umożliwiające identyfikację osób trzecich, co do których istnieje podejrzenie”. Jak widać już samo podejrzenie naruszenia praw autorskich ma stanowić podstawę do rozpoczęcia inwigilacji. Należy pamiętać, tylko poprzez monitorowanie i sprawdzanie całego ruchu sieciowego podejrzanej osoby, można stwierdzić czy nie narusza ona tych praw. Jest to luka, która umożliwi totalną kontrolę społeczeństwa i zniszczy internetową swobodę wypowiedzi.
Artykuł 12 przyznaje prawo do podjęcia natychmiastowych, tymczasowych działań zapobiegawczych bez wysłuchania drugiej strony. Od teraz będzie można zamykać strony internetowe z dnia na dzień, na podstawie podejrzenia o naruszenie praw własności intelektualnej. A gdzie europejska zasada domniemanej niewinności?
Artykuł 27 ma zapewnić „dostępność procedur dochodzenia i egzekwowania, tak aby umożliwić skuteczne działania przeciwko naruszaniu praw własności intelektualnej, które odbywa się w środowisku cyfrowym, w tym doraźne środki zapobiegające naruszeniom i środki odstraszające od dalszych naruszeń”. Dopuszcza również by dostawca usług internetowych ujawniał posiadaczowi praw własności intelektualnej dane osobowe osoby podejrzanej o ich naruszenie.
Na koniec Artykuł 28 ACTA ukazujący prawdziwego ducha jawności i uczciwości mieszczącego się w unijnych standardach “demokratycznego państwa prawa”. Zachęca on sygnatariuszy ACTA do podjęcia wysiłku nad „wspieraniem, tworzeniem i utrzymaniem formalnych i nieformalnych mechanizmów, takich jak grupy doradcze, w ramach których jej właściwe organy mogą poznać opinie posiadaczy praw i innych odpowiednich zainteresowanych stron.” Z bogatej historii amerykańskiej mafii wiadomo, że tworzenie nieformalnych grup interesu “pozytywnie” wpływa na rozwój społeczeństwa, dobrobytu i uczciwość klasy politycznej.
Jak widać na powyższych przykładach cały tekst umowy roi się od niejasnych i niejednoznacznych sformułowań, które umożliwiają daleko idące ograniczenie swobód obywatelskich. Naturalnie politycy zapewniają, że zapisy te będą stosowane z poszanowaniem wolności obywateli. Czym są te zapewnienia widać z analizy Artykułu 31 i 32 Konwencji wiedeńskiej o prawie traktatów z dnia 23 maja 1969 r. Interpretacja tych niejasności będzie dokonywana w świetle dokumentów powstałych wyłącznie w trakcie negocjacji. Te jak pamiętamy pozostały tajne. W umowie nie znajdziemy również podstawowej definicji co ustawodawcy rozumieją pod pojęciem „własności intelektualnej”. Konsekwencje tego mogą być rzeczywiście dramatyczne.
Akt III
Całe zamieszanie powstałe wokół ACTA skupia się na prawach autorskich dotyczących filmu, muzyki i oprogramowania komputerowego oraz potencjalnej cenzury treści nielegalnych i szkodliwych. Jednak umowa jak się okazuje nie dotyczy tylko tych dziedzin. Brak definicji “własności intelektualnej” dokument kompensuje odwołaniem do  porozumienia TRIPS, które pozwala na szerokie pojmowanie “własności intelektualnej”,  począwszy od praw autorskich, przez znaki towarowe i prawo patentowe, po ochronę informacji nieujawnionej. Interpretacja taka pozwoli na zamykanie stron internetowych, gazet, etc. publikujących informacje na podstawie jakiegoś przecieku, który zostanie potraktowany jako kradzież “własności intelektualnej”.
Kanadyjski rolnik P. Schmeiser nie dał się
zmodyfikować genetycznie. Po przyjęciu ACTA specjaliści od "własności
intelektualnej" udowodnią, że kształt pola obsiewanego przez
Schmeisera został skradziony z kwadratu stanowiącego pole logo
koncernu General Motors.
Opublikowanie informacji na temat ACTA w komunikacie prasowym UE dotyczącym rolnictwa i rybołówstwa nie było przypadkowe. Nie było również zwykłym aktem dezinformacji, częstych przy okazji prac nad tym dokumentem. Rolnictwo oparte na uprawach genetycznie modyfikowanych (GMO) jest prowadzone wyłącznie na zasadzie licencji kupowanych od koncernów.
Sytuacja wprowadzenia rozwiązań umowy w tą sferę gospodarki rodzi szereg wątpliwości. Pyłki roślin modyfikowanych genetycznie mogą zostać przeniesione przez wiatr na pole rolnika, który nie korzysta z upraw GMO, oraz nie posiada licencji. Rodzi się  podejrzenie naruszenia praw „własności intelektualnej”. To nie jest sytuacja wyssana z palca. Takie sytuacje zdarzają się już teraz. Na polu kanadyjskiego farmera Percy’ego Schmeisera stwierdzono uprawy GMO. W konsekwencji koncern Mosanto wytoczył mu proces o nielegalne uprawianie modyfikowanych genetycznie roślin. Sąd nie dał wiary zapewnieniom oskarżonego, że są to samosiejki i nakazał mu zapłacenie opłat patentowych. Dopiero po kilkuletniej batalii sądowej uwolniono go z nakazu uiszczenia tych opłat. Dzięki ACTA koncerny będą mogły działać szybciej i sprawniej, nie czekając na wyroki sądowe, domagając się odszkodowań na podstawie „jakichkolwiek wyliczeń”.
Podobnie wygląda sytuacja leków generycznych (często tańszych zamienników). Koncerny często starają się zablokować ich sprzedaż występując na drogę sądową. Procesy takie są niezwykle skomplikowane i ciągną się latami. Wprowadzenie rozwiązań ACTA niewątpliwie doprowadzi do natychmiastowego zablokowania sprzedaży spornego produktu, bez sądowego wyroku. Jednak co się stanie gdy koncern po kilku latach proces przegra? Kto zwróci straty poniesione przez pozwanego? Rozwiązania tych problemów w tej umowie nie znajdziemy. Z tych właśnie powodów traktat skrytykowała organizacja Lekarze Bez Granic.
ACTA stanowi największe zagrożenie dla wolności słowa i swobody wypowiedzi nie tylko w Internecie, nie należy jednak zapominać o innych obszarach, które ta umowa obejmie swym śmiercionośnym zasięgiem. A biorąc pod uwagę jej ogólnikowość nie jesteśmy nawet w stanie ich orientacyjnie określić.


Günther Prien