Tik-tak, tik-tak – tyka bomba
demograficzna w Izraelu, który w powszechnej opinii jest krajem stabilnej
struktury demograficznej. Masowa imigracja żydowska do Izraela odchodzi do
lamusa, a budowa osiedli dla żydowskich osadników maskuje prawdziwe kłopoty z
przyrostem naturalnym. Wywiad z izraelskim analitykiem i specjalistą od
Bliskiego Wschodu Benem Moscovitchem, zamieszczony w International BussinesTimes, daje wiele do myślenia o politycznej przyszłości tego rejonu Bliskiego
Wschodu.
Pamiętamy słynną wypowiedź
Arafata, w której ostrzegł syjonistów przed lekceważeniem Palestyńczyków.
Powiedział wtedy, że palestyńskimi bojownikami są nie tylko mężczyźni, ale
przede wszystkim kobiety dające życie kolejnym pokoleniom palestyńskiego
narodu. Żydzi, wydawałoby się, mocno zapamiętali te słowa. Do dziś panuje
strach w izraelskich środowiskach politycznych przed arabską dominacją
populacyjną. Strach, który rozpuszcza wyłącznie kwas lewackiego życia z dnia na
dzień trawiący większość młodych Żydów.
Palestyńczycy są dobrym
przykładem narodu, któremu brak państwa, dobrobytu, stabilizacji i osłon
socjalnych nie przeszkadza w populacyjnej tendencji wzrostowej. Wskaźnik
urodzeń utrzymuje się stale na takim poziomie, że izraelscy demografowie biją
na alarm, stwierdzając iż w ciągu najbliższych dziesięcioleci muzułmanie staną
się większością w Izraelu. Parlamentarna prawica premiera Benjamina Netanjahu z
Likudu postanowiła zahamować tendencję wzrostową w charakterystyczny dla
biurokratów sposób. Mianowicie sprowadzić więcej Żydów na Zachodni Brzeg
Jordanu. Powoduje to liczne protesty palestyńskie, wskazujące na łamanie
podjętych przez Izrael zobowiązań pokojowych dotyczących budowy państwa
palestyńskiego. Likud w charakterystyczny dla liberalnej prawicy sposób próbuje
pogodzić ogień z wodą (umiarkowany program gwarantuje w wyborach miejsca w
Knesecie), uznaje prawo Palestyńczyków do niepodległego państwa, jednocześnie
wchłaniając terytoria zamieszkałe w przeważającej mierze przez muzułmanów. Cała
polityczna gra dzisiejszych demokratycznych elit jest tak naprawdę zjadaniem
swojego ogona. Wybory polityczne Likudu zbliżają Izrael do zagłady nie mniej
niż lewacki kosmopolityzm i rozkład moralny. Wybór terytorialnej opcji
Netanjahu, jego chciwość ziemi, powoduje zwiększanie populacji palestyńskiej w
obrębie Izraela. Fakt nie do pozazdroszczenia dla prawicowego polityka, którego
medialny wizerunek budowany jest w stylu macho: albo zmniejszenie terytorium
swojego państwa i przyznanie się, do niemożności połknięcia nabytków, albo „wielkie
żarcie”, które w stylu niektórych amazońskich Indian musi zakończyć się cichą
śmiercią z przeżarcia.
Tik-tak, tik-tak... tyka bomba
demograficzna nad Morzem Martwym. Od 2010 roku całościowe tempo wzrostu
izraelskiej populacji utrzymuje się na poziomie 1,9% rocznie. Kiedy
zanalizujemy dokładnie te uspokajające prawie 2%, współczynniki ukazują nam
prawdziwy problem demograficzny majaczący na horyzoncie. Populacja arabska
rozwija się w tempie 2,6% rocznie, podczas gdy żydowska 1,7% rocznie. Pomimo
tego, że od 1990 roku wartości spadły zarówno po stronie palestyńskiej jak i
żydowskiej, przewaga jest widoczna. Średnia wieku żydowskiej populacji wynosi
31,6 lat, dla Palestyńczyków 21,1. Sytuacja dzisiejsza usypia czujność
codziennego czytelnika oficjalnych „Rauberblattów” – 75% społeczeństwa
izraelskiego stanowią Żydzi, a 25% (w tym chrześcijanie arabskiego pochodzenia
i Druzowie) Palestyńczycy. Tak, ale dane podaje się zawsze bez Strefy Gazy i
Zachodniego Brzegu Jordanu, gdzie przewaga arabska jest miażdżąca. Przedstawione
dane radują Palestyńczyków. Wahid Abd Al-Magid, redaktor czasopisma „Al-Ahram”,
przewiduje, że Arabowie będą stanowili większość w Izraelu w 2035 roku, „a na
pewno w 2048 roku”. To bardzo mały dystans czasowy.
Prawica izraelska bije na alarm,
ale artykułowane pomysły przypominają nie ryk trąb jerychońskich, ale cienki
falset Jimmy’ego Sommerville’a. Icchak David, izraelski ekspert związany z
armią, zaproponował wprowadzenie restrykcyjnej polityki planowania rodziny w
stosunku do muzułmańskiej populacji. Bezbarwny politycznie były premier Izraela
Ehud Olmert przestrzegał Izraelczyków przed lekceważeniem wojny demograficznej,
która może zakończyć się dla Żydów skąpaniem w morzu krwi i łez. Cicha śmierć
rozgościła się nad Morzem Martwym?
Moscovitch zastrzega się w
wywiadzie, że zdania co do rychłej populacyjnej dominacji Palestyńczyków
stanowią kontrowersję wśród izraelskiej klasy politycznej. Rozwiązanie tworzące
niepodległe państwo palestyńskie jest trudne do zaakceptowania, nawet jeśli ma
być konsekwencją upadku demograficznego izraelskiej społeczności. Izraelski
analityk wskazuje w wywiadzie na „języczek wagi”, którym jest niewłączenie do
Izraela arabskiej populacji ze Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu. Niepoprawny
optymista zakłada, że z populacją arabską wewnątrz państwa Izraelczycy poradzą
sobie bez problemów.
W jaki sposób? Socjalistyczny.
Dla optymistów izraelskich (Moscovitch jest „niezależnym” czyli lewicującym
analitykiem) wieniec laurowy zwycięzcy ukryty jest w gąszczu przywilejów socjalnych,
którymi obsypani zostaną posiadacze licznej gromady potomstwa. W równym stopniu
żydowscy ortodoksi będący populacyjną lokomotywą Izraela, jak i Palestyńczycy,
mający liczne potomstwo „ot, tak po prostu”. Bogata opieka społeczna ma w
magiczny sposób odwrócić populacyjną tendencję i zabezpieczyć Izrael przed
skutkami arabskiej dominacji wewnątrz państwa. Ale sam Moscovitch przyznaje, że
Izrael jest państwem, w którym istnieje „równość wszystkich obywateli”, która
pozwoli Palestyńczykom korzystać z tych samych przywilejów co Żydom. Czy
tendencja jeden do dwóch ulegnie diametralnej zmianie? Mało prawdopodobne.
Moscovitch zapytany o możliwość
manipulowania problemem wojny demograficznej przez żydowskich nacjonalistów
odpowiada, że tendencja spadkowa od 1990 roku jest stale widoczna w
społeczeństwie żydowskim. Wynosi w skali 20 lat aż 5% ubytku populacji (wg
izraelskich danych statystycznych liczba ludności wynosi ok. 7,3 mln ludzi). W
charakterystyczny dla lewicy sposób tonie jednak w zawiłych interpretacjach,
dotyczących umieralności niemowląt i wpływu tego zjawiska na posiadanie dzieci
wśród Żydówek. Zapytajmy jednak, czy zjawisko to towarzyszy palestyńskim
kobietom i czy śmiertelność niemowląt w Izraelu sytuuje się na poziomie
Wybrzeża Kości Słoniowej? Nie.
Niezwykle ciekawy i wiele mówiący
jest fragment poświęcony prognozom zmniejszenia wzrostu populacji
palestyńskiej. Moscovitch lokuje tendencję malejącą wśród arabskiej populacji
(co jest faktem znanym czytelnikom U-Bootenlandu z innych tekstów), w instytucjonalizacji
państwa palestyńskiego i wzroście dobrobytu społeczności palestyńskiej.
„...wraz ze wzrostem palestyńskiej gospodarki palestyńska liczba urodzeń
powinna spaść” – stwierdza Moscovitch. Instynkt polityczny Moscovitcha
przewiduje tendencję spadkową populacji związaną z dobrze znanymi procesami
społecznymi w obrębie demokratyczno-liberalnego społeczeństwa dążącego do
sytości i konsumpcji – „wyścig szczurów”, rotacja władz wybieranych
kadencyjnie, krótkie dystanse oczekiwań społecznych, życie teraźniejszością,
równość płci etc. Nie bierze jednak pod uwagę, że wszystkie czynniki kryjące
się w enigmatycznym stwierdzeniu „wzrost gospodarczy” nie sprzyjają
długofalowemu planowaniu strategii obniżenia lub wzrostu przyrostu naturalnego.
Nadzieją dla Żydów niewątpliwie
są ortodoksi. Stanowią jedyną szansę tego państwa. Od zawsze tak było, że
tendencje lewicowe, destrukcyjne i utopijne żerowały na pracy pokoleń
konserwatywnych i statecznych, pasożytowały na zasobach zgromadzonych przez
przeszłe pokolenia, myślące w kategoriach „wczoraj” i „jutro”, a nie „teraz”,
„już”, „natychmiast”. Lewica nigdy nie stanowiła prawdziwej alternatywy dla
żadnej społeczności. Zawsze jest sporyszem na kłosie zboża – przyjemnym, ale
zabójczym.
Moscovitch traktuje z przymrużeniem
oka ortodoksów, w sposób charakterystyczny dla zsekularyzowanych Żydów.
Oczywiście ortodoksi posiadają stały, stateczny czynnik demograficzny
wzrostowy, ponieważ posiadają specjalny boski mandat do prokreacji (to
stwierdzenie dotyczy w takim samym stopniu ultraislamskich Beduinów z południa
Izraela, którzy posiadają najwyższy czynnik populacyjny wśród ludności
arabskiej!). Są najważniejszym pozytywnym czynnikiem populacyjnym w Izraelu i w
diasporze, pomimo przysparzania stałych problemów społecznych i politycznych.
Nie mogą oczekiwać akceptacji dla swoich dziwacznych poglądów. Establishmentowa
prawica dziwnie zawsze zbliża się do „establishmentowego inaczej” lewactwa. Tak
nad Morzem Martwym jak w Europie. W dawnych, „bajkowych” czasach, jeden z
dzisiejszych popularnych lewicowych intelektualistów młodego pokolenia
pochodzący z Gliwic słusznie zauważał, że w Europie różnica między „zgniłym
lewactwem” a „normalnymi, religijnymi ludźmi” polega na tym, że jedni zabijają
swoje dzieci, a drudzy je rodzą i wychowują. W ten sposób widmo zwycięstwa politycznej
reakcji krąży również nad Europą. Wniosek globalny? Dzisiejsza klasa polityczna
establishmentowa i teoretycznie opozycyjna lewica żeruje na lojalności wobec
systemu rzeszy zwykłych, porządnych i uczciwych ludzi. Nie wróży to w
najbliższym czasie nic dobrego systemowi. I w tym miejscu zgadzamy się z
prognozami lewicowych gazet. Nadchodzi koniec tego porządku. A my, ze spokojem,
ale i niecierpliwością, oczekujemy tego końca.
Być może Moscovitch ma rację.
Tendencja populacyjna utrzymywana przez ortodoksów pozostanie na tym samym
miejscu w momencie, kiedy tendencja populacyjna Palestyńczyków zacznie spadać.
Oczywiście w racjonalny sposób, państwo izraelskie nie przywiązujące wagi do
„zabobonów” i „dziwactw” swoich obywateli nie bierze pod uwagę rzeczywistej
gwarancji tego procesu, ale – na wszelki wypadek – będzie monitorować wzrost
żydowskiej ludności w celu podtrzymania jej dominacji. O wiele istotniejszy
wszak od raison d’etat jest wynik najbliższych wyborów, w których ortodoksi
(tak na wszelki wypadek!) nie powinni wygrać... Dla dobra demokracji... Bo
wtedy nie będą przyznawane racjonalnie dotacje rządowe... Które powstrzymają
rozwój populacji palestyńskiej... (Nie rozumiesz, czytelniku? System sięgający
Pustyni Negev jest ten sam również na obrzeżach Pustyni Błędowskiej).
Tak... A co z milionami
Palestyńczyków w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu? Moscovitch z
wyrachowanego gracza politycznego i demokratycznego szulera wstępuje na ścieżki
definiowania izraelskiego raison d’etat. (cokolwiek miałoby to znaczyć w XXI
wieku)
Włączenie populacji arabskiej z
terenów okupowanych w obręb jednolitego państwa izraelskiego zwiększa szanse
palestyńskie na przejęcie kontroli populacyjnej nad państwem. Moscovitch uważa,
że sprytnym posunięciem jest wynegocjowanie takiego układu z Palestyńczykami,
aby zapewnić populacyjne bezpieczeństwo państwu i narodowi żydowskiemu.
Rozwiązaniem takim jest powołanie odrębnego, rachitycznego państwa
palestyńskiego. Nawet jeśli spotka się to z oporem ze strony nacjonalistycznego
betonu. Kontynuacja polityki prawego
skrzydła Likudu spowoduje ostatecznie utrwalenie jednolitego państwa
żydowsko-arabskiego, które spowoduje katastrofę demograficzną Żydów.
Nikt w Izraelu nie zgodzi się na
realną większość muzułmańską, zdaniem Moscovitcha. To demokratyczna specyfika
Izraela. Większość arabska zachwiałaby pryncypia demokratyczne państwa
izraelskiego, tworząc państwo dwunarodowe. To unicestwiłoby wyjątkowość państwa
izraelskiego. Ale przede wszystkim dałoby szansę na zwycięstwo fundamentalizmu
islamskiego.
Państwo dwunarodowe to
Frankenstein sklejony z dwóch części. Żydzi zsekularyzowani, liberalni,
reformowani i demokratyczni domagać się w nim będą poszanowania religijnego
prawa żydowskiego, podczas gdy fundamentalistyczni, demokratyczni,
zliberalizowani i upartyjnieni Palestyńczycy domagać się będą przestrzegania
szariatu. I problem tkwi nie tyle w radykalnej interpretacji Talmudu, ile w
radykalnej, ekstremistycznej interpretacji szariatu, która według Moscovitscha
neguje możliwość istnienia mniejszości. Przyznajmy, ekstrawagancka
interpretacja żydowskiego intelektualisty.
Moscovitch wie, co powiedzieć,
żeby lewactwo łyknęło jego przynętę bez odruchu wymiotnego. Utrzymanie
populacyjnej dominacji żydowskiej w Izraelu jest konieczne, aby zadośćuczynić
standardom demokratycznego państwa – tolerancji, praw kobiet, homoseksualistów
i różnowierców. Tendencja odwrotna skieruje ten rejon Bliskiego Wschodu wprost
w objęcia Iranu. Pytamy na pokładzie U-Boota skąd ten wniosek, ale odpowiedzi
na to pytanie w tym wywiadzie nie znajdziemy.
Musimy przyjąć – jak zwykle na
wiarę – racjonalistyczną wykładnię demokratów, że czeka nas bez nich sądny
dzień.
Czekamy zatem, czekamy... Mamy
nadzieję, że szybko się doczekamy nie tylko na Bliskim Wschodzie. Czekamy wraz
z ortodoksami z Chabad-Lubawicz na sztorm.
Tik-tak, tik-tak. My jesteśmy do
niego przygotowani. A wy?
Opracował: Otto Kreczmar