Marzec jest dobrym pretekstem do przypomnienia śląskiego wieszcza Josepha von Eichendorffa i innych bohaterów antynapoleońskiego oporu. Duch poezji weterana Armii Śląska von Eichendorffa unosi się nad wydarzeniami sprzed 200 lat i dzisiejszymi ruinami naszej domowiny.
Eichendorff we wspomnieniach opisywał spotkanie po latach z przyjacielem, również weteranem Freikorpsu Lützowa:
„Artur!” krzyknąłem zupełnie zaskoczony – był to mój najmilszy towarzysz broni z korpusu Lützowa!
„Wielkie nieba, a co tu robisz?” – „Czytam Autos Calderona”. – Akurat tu w tej osobliwej głuszy!” – „To są ruiny mojej ojczyzny”, odrzekł spokojnie, „a to wnuki towarzyszy zabaw dzieciństwa”, dodał z uśmiechem wskazując na obydwoje dzieci, które z ciekawością podążyły za mną.
Tymczasem wstał. Nosił nie tyle klasyczny uniform pustelnika, ile kurtkę myśliwską i piękną pełną brodę, z rodzaju tych, jakie noszą nasi nowocześni eremici w kawiarniach i czytelniach. Nie widzieliśmy się od czasów wojny; teraz spoglądamy na siebie przez chwilę w milczeniu, póki nie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem: tak prastarzy i czcigodni staliśmy się od tego czasu; tylko jego oczy wciąż były dawne, drogie, od razu go rozpoznałem po bardzo osobliwym spojrzeniu”. (J. v. Eichendorff, Niegdyś przeżyłem. Kraków 2007, s. 81, w przekładzie W. Kunickiego)