wtorek, 24 lipca 2012

Why so serious?


Nie cichnie wrzawa wokół masakry dokonanej przez 24-letniego studenta neuropsychologii Jamesa Holmesa w trakcie premiery najnowszego filmu o Batmanie w podmiejskim multipleksie w miejscowości Aurora w stanie Kolorado. O inspirację działań „Jokera” – Holmesa (w ten sposób przedstawił się policji zamachowiec w czasie zatrzymania) oskarżono już Partię Demokratyczną, Rusha Limbaugha i Uniwersytet Stanowy Kolorado. Republikańscy publicyści sprawdzili skrupulatnie pogłoski o przynależności Holmesa do znienawidzonej – bo konkurencyjnej –  Tea Party, chcąc wykorzystać śmiertelnie poważnie tą amunicję w swojej wojnie politycznej. Lewica z kolei rozpoczęła kolejny szturm na amerykańskie prawo do swobodnego posiadania broni, będącej ich zdaniem przyczyną sprawczą masakry. Niemieckojęzyczne media lewicowe (np. „Die Welt”), usiłują za wszelką cenę połączyć amerykańską masakrę z rocznicą norweskiej tragedii na Utoya.  Nadwiślańskie łańcuchowe burki zachwycone „głębokimi” ideami amerykańskiej lewicy (tak, tak, piszę o „Gazowni”!), policzyli szybko, że prawo do posiadania broni kosztuje Amerykę 30 tysięcy istnień ludzkich rocznie. I nie przyjdzie do łba towarzyszom, że równie dobrze można byłoby oskarżyć lewicowy amerykański przemysł filmowy o tworzenie odpowiedniego klimatu sprzyjającego przemocy, a komiksiarza Franka Millera (uwielbianego przeze mnie za podobno „faszystowski” i „mizogiński” komiks „300”) o bezpośrednią inspirację do przeprowadzenia masakry.

Nie mamy zamiaru wpisywać się w absurdalną modę na szukanie winnych, warto jednak przyjrzeć się kilku szczegółom związanym z tragedią w Aurorze, które wyraźnie wskazują na niebezpieczne i coraz głębsze przenikanie się świata wirtualnego ze światem rzeczywistym, stające się pułapką dla umysłów chorych, słabych i podatnych na manipulację.
Dziwiliśmy się przez dziesięciolecia, że słuchowisko radiowe mogło wywołać powszechną panikę w USA. Żyjemy w czasach gdy jeden spreparowany SMS wywołuje w Paryżu rozruchy studenckie, a komiksowa scena staje się prawdopodobną inspiracją do przeprowadzenia czystki w podmiejskim kinie pod Dallas. 
Komiks Franka Millera z 1986 roku „Batman: The Dark Knight Returns”, zawiera scenę masakry w kinie dokonanej przez samotnego desperata, nienawidzącego pornografii i muzyki metalowej. W komiksie o inspirowanie zbrodni zostaje oskarżony Batman, postać odbiegająca od stereotypowego pozytywnego bohatera – człowiek odrzucony, sfrustrowany i psychopatyczny. Reżyser filmu o superbohaterze Chris Nolan twierdził niejednokrotnie, że cała jego filmowa „rzeczywistość wyobrażona” wyrasta z tego popularnego komiksu. Zamachowiec prawdopodobnie mógłby powiedzieć to samo. Paradoksalnie sam autor komiksów wydał oficjalny zakaz tworzenia filmów przez Hollywood na bazie swoich opowieści komiksowych, choć przyznać należy, że nie przestrzega ich konsekwentnie.  Pamiętając ciągle o ofiarach z Aurory, trudno uwolnić się od przekonania, że masakra wpisuje się w konwencję wirtualnego świata amerykańskiego superbohatera. Stawia kopkę nad „i”. Joker ujawnił się jako jej sprawca, a może „twórca”. „Gdzie jest Batman?” – zapewne zapytuje w celi Holmes.

Amerykanie są jak dzieci, powie czytelnik tego tekstu. Owszem, amerykańscy widzowie Batmana traktują film niezwykle serio, o czym przekonali się krytycy filmowi, którzy odważyli się na napisanie negatywnych recenzji. Od rozpoczęcia emisji filmu w USA do ubiegłego poniedziałku 86 procent opinii o filmie było entuzjastycznych, a niejeden seans kończył się długimi owacjami na stojąco. Bezkrytyczność publiki sprowokowała amerykański portal RottenTomatoes.com do zamieszczenia miażdżącej krytyki ostatniego „dzieła” Chrisa Nolana, jako najsłabszego z całej trylogii.
 W ubiegły poniedziałek portal został zmuszony do zamknięcia możliwości komentowania tekstów oraz zdjęcia krytycznej recenzji z powodu fali negatywnych opinii napływających do redakcji. Twórcy portalu stwierdzają, że nie spodziewali się „takiego poziomu odpowiedzi”. Spodziewano się kontrowersji, ale nie spodziewano się „tsunami” pełnego wulgarnych epitetów, także pogróżek pod adresem autora oraz osób pracujących przy tworzeniu portalu. Portal ogłosił na łamach New York Timesa, że ponowne otwarcie dyskusji wokół filmu będzie możliwe w czwartek lub piątek – 26 lub 27 lipca, wzywając do zamieszczania komentarzy kulturalnych i wyważonych, „istnieje bowiem wiele innych rzeczy o które można się kłócić, jak o wojnę, głód, ubóstwo i przestępczość. Nie zaś o recenzję filmu”. Wiemy doskonale, że nie skończyło się na kłótni fanów... James Holmes wziął sobie komentarze do serca i w nocy z 26 na 27 lipca poszedł do kina uzbrojony po zęby...          

Lokalna amerykańska stacja radiowa 850 KOA, serwująca najszybciej bezpośrednie informacje dotyczące masakry (a więc nie poddane obróbce propagandowego liftingu), poinformowała, że w początkowym momencie masakry – kiedy Holmes rzucił petardy z gazem i rozpoczął strzelanie ze swojego karabinku – widzowie byli przekonani, że to efekty specjalne przygotowane na potrzeby filmu... A może masakra to część strategii marketingowej? Może ciała ofiar to (jak pisał sugestywnie Jean Baudrillard w książce o wojnie w Zatoce Perskiej) przygotowane „czyste i sterylnie opakowane” atrapy? Może prawdziwa śmierć w wirtualnej rzeczywistości to szokujący detal w postmodernistycznym labiryncie „bez początku i bez końca”, po którym błądzimy od budki z Hot Dogami do budki z Kababem? Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do tolerowania, akceptowania a nawet afirmowania zła na ekranie (bo to przecież niegroźna wirtualna nierzeczywistość – umowna i wyobrażona), że budzimy się z tego medialnego letargu dopiero w momencie, kiedy kończy się paczka chipsów albo ludzie padają w naszym sąsiedztwie dławiąc się jak najprawdziwszą własną krwią. Tak zamachowiec jak i zabici są ofiarami opisywanymi w „Manifeście” Unabombera. Ofiarami psychicznej opresji, będącej nieodłącznym składnikiem  globalnego „systemu” permanentnej zabawy i samospełnienia. Czy Jake i Dino Chapman będą mieli odwagę spreparować kolejną postmodernistyczną dioramę przedstawiającą beznadziejny seans w kinie Aurora, w ramach prezentowania kolejnych odsłon „królestwa bezrozumności”?  Nie sądzę... 
Panowie dziennikarze! Prezydencie Obamo! Why so seroius? Life is funny! Tako rzecze „Joker”.


Otto Kreczmar