czwartek, 13 czerwca 2013

KOKUTAI

Yukio Mishima
Nocą z 29 na 30 stycznia 1877 roku grupa młodych samurajów w prowincji Satsuma rozpoczęła walkę z japońskim, prozachodnim rządem Meiji. Dążyli do przywrócenia swojego rycerskiego statusu i powrotu dawnego porządku. Pod koniec września zostali zmasakrowani, wraz ze swym przywódcą Takamori Saigo, ogniem artylerii na wzgórzu Shiroyama. Ranny Saigo popełnił harakiri.
W mroźną tokijską noc 26 lutego 1936 roku, 21 młodych oficerów uzbrojonych w miecze i pistolety maszynowe dokonało mordu na kilku członkach rządu, podnosząc bunt w imię kokutai – narodowego charakteru Japonii. Bunt upadł, a dwóch rebeliantów  honorowo rozcięło sobie brzuchy .
Międzynarodowej sławy pisarz i dramaturg Kimitake Hiroaka, znany jako Yukio Mishima, w głównej kwaterze Sił Samoobrony wezwał żołnierzy do buntu w imię Cesarza i kokutai. Z balkonu kwatery dowództwa mówił o zgubnym wpływie amerykanizacji i zachodnich zwyczajów. Nikt z słuchających go żołnierzy nie przyłączył się do zrywu, więc zgodnie z kodeksem bushido popełnił harakiri. Purpurowy dzień miał miejsce 25 listopada 1970 roku.
Moje zainteresowania związane z kulturą japońską zawsze splatały się z Yukio Mishimą. Odkrywałem egzotyczną Japonię, by znaleźć Mishimę. Choć, może raczej odwrotnie: to odkrycie Mishimy sprawiło, że chciałem poznać bliżej jego kraj, tradycję i to, co chciał powiedzieć. W miarę karmienia się intelektualnymi kwiatami wiśni, ze zdziwieniem stwierdziłem, że mimo zbierania przez niego znakomitych recenzji dotyczących jego utworów dramatycznych, pomimo najwyższych ocen jego dzieł zaliczanych do arcydzieł, mimo że przez wiele lat był japońskim kandydatem do literackiej Nagrody Nobla, mówi się o nim niewiele. Japoniści najwyższych naukowych stopni wypowiadali się o nim niezbyt chętnie i czasami wręcz lekceważąco.
Tłumaczeń Mishimy na język polski nie jest mało, ale większość znajduje się w specjalistycznych periodykach i jest raczej niedostępna dla szerokiego grona czytelników.
W księgarniach próżno go szukać, wydawcy go unikają, wznowień nie ma. Co prawda pisał specyficznym językiem, który będąc przekładany na inny sporo traci, ale chyba nie tylko dlatego... W dwutomowym dziele „Literatura japońska” poświęcono mu zastanawiająco mało miejsca na tle innych pisarzy, choć autor M. Melanowicz twierdzi: „Mishima, zarówno w teatrologii, jak i całej twórczości, osiągnął poziom, jaki trudno jest komukolwiek przewyższyć w literaturze współczesnej”. Za granicą traktuje się go lepiej, choć i tak poniżej oczekiwań. Daleko od wymiaru jego talentu. Nobla nie dostał, nagroda w 1968 roku pojechała do jego mentora i odkrywcy Kawabaty Yasunari, który sam czuł, że trafiła w nieodpowiednie ręce. Temat Mishimy, to temat nieco kłopotliwy, niewygodny, który z entuzjazmem podejmują jedynie nieliczni. Nie można się oprzeć konkluzji – salon nie lubi ekscentrycznego Japończyka.
Kokutai – wyraz składa się z dwóch ideogramów: koku - kraj i tai - ciało lub istota. Tłumaczony jako „istota narodowa”. Pojawił się po przewrocie Meiji (1868), jako element protestu przeciwko prozachodnim zmianom, które dotknęły niemal wszystkie dziedziny japońskiego życia. Szczególnie dotkliwie odczuli je zdeklasowani samurajowie, pozbawieni znaczenia i przywilejów. Głównymi cechami kokutai było przekonanie o boskim pochodzeniu Cesarza i związku między jego Osobą a narodem. Termin odżył w latach 30-tych XX wieku i był szczególnie popularny w armii. Kokutai odwoływał się do samurajskiego kodeksu honorowego bushido.
Na pierwszy rzut oka to niezwykłe: barwna postać, wykształcony, obyty, świetnie ustosunkowany, w życiu wątek gejowski, artysta... niemal ideał, by uczynić z niego nieżyjący „autorytet moralny”. Jednak na Kimitake Hiroaka patrzy się dziś nie przez pryzmat jego twórczości, ale działalności pozaartystycznej, zwieńczonej w tak przejmujący i politycznie niepoprawny sposób.
Hiroaka zaczął pisać jako student, w wieku 19 lat, w 1944 roku. Przyjął wtedy pseudonim Mishima Yukio, pod którym jest znany do dziś. Po czterech latach wydał powieść „Wyznania maski”, którą zaczął zdobywać rozgłos. Do końca życia ukazało się prawie pół setki jego utworów literackich, poetyckich i teatralnych. Charakterystyczne dla niego motywy, takie jak patriotyzm i honor, zaczynają się pojawiać w utworach powstałych dopiero w latach 60-tych XX wieku, gdy zbliżał się już do czterdziestki. Wcześniej dominowała raczej intymność np.: „Wyznania maski”, „Zakazane barwy”, portrety rozczarowanego pokolenia: „Dom Kyoko”, „Po bankiecie”, „Na uwięzi” lub wątki antycznej tradycji greckiej: „Ballada o miłości”.
Ewolucja w kierunku tematu śmierci jest widoczna np. w „Umiłowaniu ojczyzny”, poruszającym opisie samobójstwa japońskiego porucznika i jego żony, w imię honoru i patriotyzmu. Narastający motyw poświęcenia i chęci przeciwstawienia się zdegenerowanej rzeczywistości politycznej widać choćby w cyklu powieści pod zbiorczym tytułem: „Płodne morze”, pisanych pod koniec życia. Uderza w nim zapowiedź tego, co miało się stać w listopadzie 1970 roku. Myliłby się jednak ten, kto myśli, że Mishimę łatwo zaszufladkować określeniem – militarysta, tradycjonalista, ekstremista prawicowy. Spojrzenie w prywatną sferę jego życia może spowodować konfuzję.
Dzieciństwo Mishimy stało pod znakiem wielkiego wpływu dwóch kobiet: arystokratycznej i ekscentrycznej babci oraz matki. To one sprawiły, że obok dobrego wykształcenia, posiadł też niespotykaną wrażliwość na piękno. Izolowany od rówieśników, rozbudził duchową sferę postrzegania świata, żył w rzeczywistości, w której przewodniczkami były opiekuńcze kobiety. Babka, będąca erudytką, uwielbiała teatr kabuki, do którego często zabierała małego Hirotakę. Tam młody chłopak zetknął się z aktorami „onnagata” (dosłownie – „rola kobieca”. W teatrze kabuki, mężczyźni grający żeńskie role, doskonale naśladujący kobiety). Prawdopodobnie te czynniki sprawiły, że stał się homoseksualistą.
W czasach powojennych w Tokio środowisko homoseksualne mogło się swobodnie rozwijać dzięki amerykańskim żołnierzom i ponownemu przymusowemu otwarciu Japonii na zachodnie wpływy. Powstały nieistniejące wcześniej gejowskie kluby, których stałym bywalcem został Mishima. Od pewnego momentu zaczął się jednak z tego trybu życia wycofywać. Pomimo skłonności homoseksualnych romansował także z kobietami, ponieważ w ówczesnym społeczeństwie tylko ten tradycyjny związek zasługiwał jeszcze na szacunek. Dzięki koneksjom i narastającej sławie, obracał się w elitarnych kręgach. Do jego licznych przyjaciółek należała między innymi  przyszła cesarzowa Japonii. Ostatecznie ożenił się z Yoko Sugiyama, która po roku obdarzyła go córką Noriko a później synem Ichiro. Zaczęła też walczyć ze skłonnościami Mishimy. Po jego śmierci, dbając o dobre imię pisarza, rozpoczęła walkę z postrzeganiem Mishimy jako homoseksualisty. Do tej kampanii przyłączyły się dzieci i inni jego wielbiciele, stąd powyższy temat został dość „zaciemniony”. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że tzw. „homoseksualizm” kasty wojowników w feudalnej Japonii, chociaż potępiany, nie należał do rzadkości. Nie wynikał ze zdegenerowanej zniewieściałości czy wybujałego hedonizmu, nie wiązał się ze sferą seksualności, ale (wiązał się) ze specyficzną hierarchią, bezgranicznym oddaniem i uwielbieniem dla swego pana. Był uczuciem idealnym, bliskim splugawionej w dzisiejszych czasach męskiej przyjaźni. Oddanie, służba i poświęcenie, ale także kult siły i męskości, to składniki więzi pomiędzy mężczyznami. Małżeństwo, czy miłość do kobiety nie zakłócała nigdy tego typu relacji.

Początkujący pisarz, przyszły wyznawca kultu poświęcenia i śmierci dla Cesarza i Ojczyzny, mógł spełnić swój obowiązek w młodości –  Kraj Kwitnącej Wiśni przyłączył się do II wojny światowej i po początkowych sukcesach przyszło mu bronić się przed amerykańską inwazją. Niestety wówczas ten nieśmiały, wrażliwy młodzieniec wystraszył się. Przed wojskowym lekarzem symulował gruźlicę, co mu się udało tym bardziej, że był wątły i chorowity. W efekcie został zwolniony ze służby, a po latach, gdy dojrzał światopoglądowo, zdarzenie to uwierało go niczym cierń. On, zwolennik odrodzenia silnego japońskiego ducha, męskości i rycerskości oraz bezgranicznego poświęcenia, haniebnie uciekł! Zawiódł w chwili próby, gdy Ojczyzna potrzebowała wojowników. Było to tym boleśniejsze, że okazja do rewanżu, do naprawy błędu miała nigdy nie nadejść. Japonia przegrała swoją wielką batalię i spadła do roli kraju okupowanego. Stała się politycznym karłem, nastała nowa epoka, a innych wojen nie było. Można tylko było dalej snuć intelektualne dywagacje, przemycane w powieściach i sztukach, w bezpiecznym, bogatym ale zmanierowanym kraju, w którym stopniowo rozmywa się tradycja, samurajów już nie ma, piękny duch istnieje tylko w opowieściach o przodkach. Za co dziś umierać? Mishima jest już wtedy w wieku, kiedy czuje, że doszedł do punktu krytycznego – jeśli teraz nie zacznie działać, to zaprzepaści swoją szansę. Drugi i ostatni raz. Nie może do tego dopuścić, jest mądrzejszy niż w młodości. Chce działać. Nie chce zmarnować ani ciała, ani ducha, ani swego potencjału. A pisanie i twórczość artystyczna już przestają mu wystarczać. Pora zatem wejść na wyższy poziom ekspresji...
Mishima przede wszystkim jest estetą. Piękne są nie tylko jego powieści i dramaty, on także chce im estetycznie dorównać. Już od dawna ćwiczy na siłowni, co pozwala mu przeistoczyć się z wiotkiego chłopczyka w silnego mężczyznę.
Uprawia też kendo, co zapewnia mu łączność ze światem bushido i wzmacnia go wewnętrznie. Obsesyjne pojęcie estetyki doprowadza go do wniosku, który wkłada w usta jednego ze swoich bohaterów: mężczyzna po czterdziestce nie ma szans, by umrzeć pięknym. Jeśli piękno ciała (muskuły) są tak ważne, to trzeba popełnić samobójstwo, by je zachować.
Wzorem Lorda Byrona zakłada Tate no Kai (Stowarzyszenie Tarczy) – paramilitarną organizację, dla której sam projektuje mundury (z pomocą krawca generała de Gaulle'a). Jest popularny, ustosunkowany, ma znajomości na wysokich szczeblach. To mu pozwala uzyskać pozwolenie odbycia regularnego przeszkolenia wojskowego dla siebie i swoich ludzi na terenie jednostki Sił Samoobrony (powojennej armii japońskiej). Mishima uzyskuje pozwolenie na loty myśliwcem, co dostarcza mu niesamowitych przeżyć. W jego głowie dojrzewa plan. Szaleńczy, niemodny – dostać się do bazy wschodniej kwatery Sił Samoobrony, sterroryzować dowódcę, następnie wymusić na nim wezwanie na plac wszystkich żołnierzy i samemu wygłosić płomienne przemówienie, które zapoczątkuje przewrót polityczny w kraju. Gdy będzie miał wojsko za sobą to przywróci ono Cesarzowi należne mu miejsce, wróci chlubna tradycja a zepsuty system toczący Japonię zostanie obalony. Plan ten jednak nie mógł się udać. Był rok 1970-ty. Nie te czasy. Bunt młodzieży wciąż trwał, ale w odwrotnym kierunku – ledwo przebrzmiała studencka rewolta końca lat 60-tych. Wydawać się może dziwne, że Mishima doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że nie będzie miał szans a jednak zaplanował i przeprowadził akcję. Jej zwieńczeniem miała być samobójcza śmierć dla ratowania honoru – harakiri – jedyna godna śmierć samuraja w takiej sytuacji. Przed tragicznym dniem 25 listopada porządkował ziemskie sprawy, żegnał się z życiem. Wiedział, że odejdzie w spektakularny sposób. Odejdzie we właściwym momencie. I tym razem nie zawiedzie.
„Samobójstwo dla człowieka Zachodu zawsze jest przyznaniem się do porażki. Dla Japończyka seppuku bywa rodzajem zwycięstwa.”
Współcześni liczni krytycy Mishimy często kwitują jego działalność jednym słowem: kabotyn. Cały czas grał, przeniósł teatr do życia realnego. Tworzenie prywatnej armii to groteska. Bredził coś o duchu wojownika, a sam od wojska uciekł. Afiszował się swoimi treningami kendo, iaido, a wcale nie był w tym dobry. Popadał w kicz, jeśli dodać do tego obsesję ciała i kulturystykę, sesje zdjęciowe z różą w ustach czy ubieranie się w skóry motocyklowe. Łatwo o opinię, że ocierał się o śmieszność. Przybierał różne pozy w kryzysie wieku średniego. Negował samego siebie. Nawet próba zamachu i końcowe harakiri to tylko kolejny kabotyński wygłup na pokaz (artysta zadbał by w bazie w tym czasie byli dziennikarze).
No cóż... Burzliwe życie autora „Zimnego płomienia” można interpretować i w ten sposób. Jednak żaden aktor albo krytyk, lepszy lub gorszy, nie rozetnie sobie brzucha naprawdę. Seppuku to jeden z najmniej przyjemnych rodzajów śmierci samobójczej. Żaden sybaryta tak by nie postąpił, nawet jeśli asystent miałby ściąć mu głowę, skracając niewyobrażalne cierpienia. I to wszystko dla idei, symbolu, dla Cesarza, ktokolwiek by nim był. Bo przecież nie dla sławy i pieniędzy, gdyż miał od dawna i jedno, i drugie. Uczynił to zgodnie ze szczegółami kodeksu bushido. Idealne poświęcenie siebie. Są granice aktorstwa i efekciarstwa i żaden „kabotyn”  nie przekroczyłby tej granicy, którą przekroczył Mishima.
Ciężko znaleźć współczesnych ludzi, którzy zdecydowali by się na taki czyn dla jakiejkolwiek idei, nawet pod przymusem. Jego decyzja była dobrowolna. Tej wolności wyboru śmierci niejednokrotnie dawał wyraz w swej twórczości.
I odszedł piękny. W mundurze, z mieczem w dłoni, jako artysta uznany na całym świecie.
Jako patriota negujący współczesny upadek kokutai, jako buntownik negujący kult pieniądza i dzisiejszy relatywizm. Ostatni, prawdziwy japoński dandys.
„W samurajskiej tradycji istota piękna była zawsze związana ze śmiercią. Jeśli samuraj miał popełnić harakiri, był proszony o upudrowanie lub umalowanie twarzy, aby grymas cierpienia nie zepsuł jego wizerunku.”

MMM

Fragment testamentu Dominique Vennera :

„Podczas, gdy tylu ludzi jest niewolnikami swojego życia, mój gest uosabia etykę woli. Zadaję sobie śmierć, by obudzić drzemiące sumienia. Buntuję się przeciwko fatalizmowi. Protestuję przeciwko truciznom duszy i przeciw inwazji indywidualnych żądz, które niszczą punkty zakorzenienia naszej tożsamości, a zwłaszcza rodzinę, głęboki postument naszej wielowiekowej cywilizacji. Broniąc tożsamości wszystkich narodów i ludów u siebie, ja buntuję się jednocześnie przeciw zbrodni polegającej na zastąpieniu naszej populacji inną”.