niedziela, 6 maja 2012

Fatamorgana lewicy, czyli Europejczycy kochają islam inaczej


– na marginesie nowego raportu Amnesty International

Francuski dziennik „Le Monde”, informował (24 kwietnia) o najnowszym raporcie Amnesty International „Wybór i uprzedzenie:dyskryminacja muzułmanów w Europie”, poświęconym w całości zjawisku europejskiej nietolerancji wobec wyznawców islamu. 
Od wielu lat raporty Amnesty International usiłują zwrócić uwagę mediów na nieistniejące problemy społeczne lub odwrócić uwagę od istotnych kwestii politycznych. Amnesty International jest jednym z najważniejszych narzędzi lewicowej dominacji w świecie polityki.     W sytuacji trwających wyborów we Francji (gdzie prawica posługuje się antyimigracyjnymi hasłami), w momencie gdy przez zachodnią Europę przetoczyły się muzułmańskie manifestacje wzywające do wprowadzenia szariatu w obrębie europejskiego społeczeństwa, kiedy nie wywietrzało jeszcze z krótkiej pamięci telewizyjnego konsumenta wspomnienie terrorystycznego zamachu w Tuluzie, czytelnika uraczono stekiem lewackich bzdur wpisujących się idealnie w chory schemat ideologów „Szkoły Frankfurckiej”: Otwarta mniejszość muzułmańska w tradycyjnej Europie nietolerancji.

Szwajcarzy powstrzymali proces islamizacji... swojego krajobrazu.
W kwestiach przyrostu naturalnego nie zrobili jeszcze nic.
Raport uderza przede wszystkim w europejskie państwa posiadające na swoim terenie największą i najlepiej zorganizowaną „mniejszość muzułmańską”, takich jak Holandia, Belgia, Francja, Szwajcaria, czy Hiszpania. Autorzy z Amnesty International nie ukrywają swoich celów politycznych, polegających na medialnym ciosie wymierzonym w zorganizowaną antyislamską prawicę polityczną. W krajach tych zdaniem raportu występuje dyskryminacja muzułmanów, a mocno ugruntowane stereotypy społeczne dotyczące wyznawców tej religii, służą do podsycania nienawiści i budowania kapitału politycznego populistycznej prawicy tożsamościowej. Marco Perolini z Amnesty International stwierdził, iż „Zamiast reagować na te uprzedzenia, partie polityczne w sposób podły je podsycają, żeby zdobyć głosy wyborców”. Zdaniem raportu, dyskryminacja jest widoczna głównie w szkołach oraz na rynku pracy. Muzułmańskie kobiety szykanowane są w miejscach pracy za noszenie tradycyjnych strojów oraz zasłon na twarzy. Młode muzułmanki z tych samych powodów mają kłopoty w szkole. A wyznawcy islamu spotykają się z odmową przy zatrudnianiu ze względu na noszenie wahabickiego obfitego zarostu. Autorzy lewackiego raportu oczywiście biorą zdrowy rozsądek i klasyczne zasady europejskiego życia społecznego za przejawy nietolerancji i dyskryminacji. Nie mają ochoty zastanawiać się, jak ustalić tożsamość uczennicy przystępującej do egzaminu państwowego, kiedy jej twarz tajemniczo skrywa nikab? Jak zatrudnić na stanowisku konsultantki firmy kosmetycznej muzułmańską kobietę opatuloną od stóp do głów czarnym czadorem i hidżabem? Jak zatrudnić wahabickiego kelnera, skoro w serwowanej zupie pływają non stop fragmenty jego świętobliwego islamskiego zarostu?
Ajatollah Barack Obama jest aktualnie 

największym protektorem muzułmańskiego 

globalizmu. W maju 2009 roku nazwał 

Amerykę „jednym z największych 

muzułmańskich krajów świata”. Rok później 
nazwał dżihad „prawowitą doktryną islamu”.
Atak raportu Amnesty International koncentruje się również na podważeniu przepisów prawa państwowego w krajach Europy Zachodniej i wskazuje na sprzeczność zapisów prawa holenderskiego, belgijskiego czy francuskiego z zasadami Unii Europejskiej. W wymienionych krajach pracodawca posiada jeszcze względną swobodę w zatrudnianiu pracownika, a wśród powód odmowy lub zwolnienia pracownika mogą znaleźć się przyczyny religijne negatywnie rzutujące na wykonywanie powierzonych obowiązków. Autorzy raportu ubolewają, że zapisy prawne wskazują na słabość prawa unijnego niezdolnego do skutecznego egzekwowania zasady tolerancji i równouprawnienia. Skutkiem tego (a nie wrodzonego lenistwa ?!), jest wyższe bezrobocie wśród muzułmanów i muzułmańskich imigrantów w krajach Europy Zachodniej, niż wśród innych imigranckich populacji.
Poważnie argumenty wytoczono przeciwko Europejczykom w sferze naruszania swobód osobistych muzułmańskich obywateli. Naruszanie prawa do noszenia symboli religijnych i kulturowych, które stanowią element swobody wypowiedzi. Francuskie prawodawstwo ograniczające prawo do noszenia beduińskich strojów kobiecych w Europie (wszak nie występują powody klimatyczne do tak rygorystycznego okrywania ciała), francuskie inicjatywy związane z „wieprzowymi zupami” dla najbiedniejszych, czy flamandzka akcja na rzecz ograniczenia prawodawstwa koranicznego, znalazły się na celowniku lewackiego raportu. Nie dziwi specjalnie, że większość z wymienionych inicjatyw została podjęta przez prawicowe i tożsamościowe ugrupowania, toczące walkę z postępującą islamizacją zachodnioeuropejskich społeczeństw. Napiętnowano również skuteczną szwajcarską inicjatywę społeczną zakończoną demokratycznym sukcesem społecznego referendum, zakazującego budowy nowych meczetów na terenie Szwajcarii. W pełni to popieramy – meczety psują alpejski krajobraz! 

Raport Amnesty International skłania do wielu przemyśleń.
Od dawna wiemy już, że Amnesty International nie jest sympatyczną organizacją szlachetnych wolontariuszy walczącą bezinteresownie o prawa człowieka na świecie. Stanowi niebezpieczną grupę nacisku znajdującą się na usługach lewicowych elit politycznych i realizuje ich wytyczne w oparciu o antyeuropejskie zasady ideowe Szkoły Frankfurckiej. Theodore Kaczynski definiuje ten rodzaj psychologicznego lewactwa w następujący sposób: „Lewacy wydają się nienawidzić wszystkiego, co przybiera postać silnego, potężnego i zwycięskiego. Nienawidzą (...) zachodniej cywilizacji, nienawidzą białych mężczyzn, nienawidzą racjonalności. Powody, jakie przywołują lewacy, by uzasadnić swą nienawiść do Zachodu etc., w oczywisty sposób nie odpowiadają ich rzeczywistym motywacjom. TWIERDZĄ, że nienawidzą Zachodu za jego upodobanie do wojen, imperializmu, seksizmu, etnocentryzmu etc., lecz gdy tylko identyczne zjawiska występują w (...) kulturach prymitywnych, lewacy znajdują dla nich uzasadnienie, bądź co najwyżej NIECHĘTNIE przyznają, że owe wady istnieją, a jednocześnie ENTUZJASTYCZNIE wytykają je (często znacznie przesadzając), gdy pojawią się w cywilizacji zachodniej. Jest więc oczywiste, że wady te nie stanowią prawdziwego powodu nienawiści do (...) Zachodu”. No właśnie!  W takim razie, skąd ta nienawiść do Europy? Skąd ta zawziętość w niszczeniu etnicznej tożsamości europejskich narodów?
Wyrasta ona z lewicowego globalizmu, którego najistotniejszym elementem jest stworzenie „nowego człowieka” – pozbawionego korzeni łatwo zastępowalnego elementu, nakierowanego na realizację własnych (i tylko autonomicznych względem wspólnoty!) ambicji konsumenckich. Celem jest władza, narzędziem jej sprawowania krucha równowaga demograficzna, która pozwoli w najbliższych dziesięcioleciach na hodowanie tego utopijnego modelu.        
Analiza sytuacji demograficznej i społecznej w Europie wskazuje na obrany przez lewactwo kierunek polityki. Jest nim wytworzenie sytuacji społecznej pozwalającej na natychmiastowe uruchomienie konfliktu etnicznego w dużych europejskich miastach. Wspieranie islamistów przeciwko tożsamościowej prawicy ma na celu wytworzenie wśród tzw. spokojnych obywateli poczucia wstydliwie skrywanego zagrożenia i zależności od sprawowanej władzy. Scenariusz konfliktu etnicznego, przetestowany już na ulicach europejskich miast w ubiegłych latach stanowi gwarancję bezkarności dzisiejszych zachodnioeuropejskich elit politycznych. Utrata władzy równa się destabilizacji sytuacji dla przeciętnego odbiorcy medialnego zgiełku.

Jakie powinny być działania tożsamościowców?
Zniszczyć dyktaturę poprawności politycznej. Każde działanie przybliżające do tego celu jest krokiem w kierunku ideologicznej dekolonizacji Europy. Jednym z kierunków jest współpraca z wszystkimi siłami, które zmierzają do osłabienia wpływów lub podważenia wiarygodności Amnesty International. Należy wspierać i nagłaśniać wszystkie środowiska prowadzące rzeczową i kompleksową krytykę działalności tej organizacji bez względu na kierujące nimi zasady ideowe, religijne lub aksjologiczne.
Podejmowane działania antyislamskie nie powinny posiadać charakteru wymierzonego w pozaeuropejskie państwa muzułmańskie. Krytyka islamu w Europie nie jest tożsama z wrogością wobec islamu poza Europą. Postawa antyislamska nie jest również tożsama z wspieraniem ideologicznym lub politycznym syjonistycznej polityki Izraela na Bliskim Wschodzie.
Migawki z paryskiej demonstracji „francuskich” imigrantów z 2006 roku, która przerodziła się w zorganizowane polowanie na francuskich tubylców. Jak zwykle:  „dziennikarza przy tym nie było”... Dodajmy: szlachetnych wolontariuszy walczących o prawa człowieka z AI też nie było... pili szampana po udanej akcji obrony kolejnego lewackiego terrorysty?
Postulowana przed laty przez niektórych działaczy Nowej Prawicy tolerancja wobec kulturowej i religijnej odmienności muzułmanów w Europie, służąca jako narządzie w walce z wyniszczającą sekularyzacją i zanikiem tożsamości, okazała się przyzwoleniem na realizację islamskiego „kulturowego dżihadu”. Europejscy tożsamościowy muszą być świadomi faktu, iż nie tylko nowe meczety są znakiem ideologicznej i religijnej wojny z Europą, ale każdy przejaw muzułmańskiej bytności kulturowej na europejskim kontynencie. Nie ma miejsca w Europie na muzułmański ubiór i na islamskie zasady koranicznego prawa. Muzułmańska aktywistka polityczna z Holandii Ayaan Hirsi Ali zwraca uwagę na jednoznacznie ideologiczny charakter muzułmańskiego ubioru, wpisujący się w realizację zasady „kulturowego dżihadu”. Wiele „arabskich” kobiet to świadome swojej religii muzułmanki, które dokonały świadomego wyboru, odrzucając zachodni styl życia. „Chusta jest wyrazem moralnej filozofii, którą wyznają i którą chcą narzucić innym”. – stwierdza Ayaan Hirsi Ali. Skuteczne zwalczanie islamu może nastąpić tylko przez odesłanie na śmietnik historii oświeceniowych przesądów i ideologii politycznej poprawności, oraz świadome odwołanie się do głębokich pokładów europejskiego etnocentryzmu, wielowiekowych zasad kulturowych i religijnych. Przez stulecia stanowiły one skuteczną zaporę przeciw islamowi. Walka z islamem w imię neutralności światopoglądowej państwa, zasady świeckości i tolerancji, to nie wolteriańska donkiszoteria, to kulturowe samobójstwo naszej cywilizacji.
Resztę rozstrzygnie bezwzględny walec demografii.      
 
Opracował Otto Kreczmar

Amnesty International na „Świetlistym szlaku”
(fragmentem opracowania poświęconego Świetlistemu Szlakowi)


Na koniec wypada wspomnieć o zagranicznych środowiskach zaangażowanych we wspieranie Świetlistego Szlaku. Towarzysz Lenin określał podobne „przypadki kliniczne” mianem pożytecznych idiotów. Wielu Europejczyków (i nie tylko) dało się nabrać na opowieści specjalnie wysłanych do tego celu senderystów. Maoistowscy emisariusze (z reguły posiadający azyl polityczny) przedstawiali własną, kłamliwą wersję wydarzeń. Z ich relacji wynikało, że w Peru trwa wojna uciskanego narodu ze zbrodniczym reżimem, a jedyne „oazy wolności” tworzą strefy „wyzwolone” przez senderystów. Przebywający zagranicą senderyści tworzyli rozmaite „obywatelskie inicjatywy”, których zadaniem było pozyskanie wsparcia dla rewolucji w Peru. W 1984 r. w Londynie powstał Międzynarodowy Ruch Rewolucyjny (Revolutionary Internationalist Movement – MRI). Organizacja skupiła partie maoistowskie z całego świata – od Nepalu po Włochy. W jej skład weszli m.in. nowozelandzcy lewacy z „Grupy Czerwonej Flagi” i brytyjski „Rewolucyjny Kontyngent Internacjonalistyczny”. Współzałożycielem MRI była Rewolucyjna Partia Komunistyczna z USA (Revolutionary Communist Party, USA – RCP, USA). RCP brała udział w zamieszkach murzyńskich w Los Angeles w 1992 r. Na jej czele stoi Bob Avakian, onegdaj związany z terrorystami z „Czarnych Panter”, autor tekstów sławiących Świetlisty Szlak. Amerykańscy komuniści wysłali nawet w 1995 r. delegację do ostatnich walczących senderystów. W 1985 r. w Paryżu odbyła się konferencja MRI, podczas której wystosowano apel o pomoc i solidarność ze Świetlistym Szlakiem. Kiedy złapano Guzmána, MRI wszczął międzynarodową kampanię – „Porusz niebo i ziemię w obronie życia przewodniczącego Gonzalo”. W Stanach Zjednoczonych od 1983 r. prowadził działalność tzw. Komitet Wsparcia Rewolucji w Peru (Committee to Support the Revolution in Peru). Można tam było kupić literaturę senderystowską, stosowne koszulki, plakaty, znaczki i płyty CD. Propagandę senderystowską uprawiali nowozelandzcy komuniści z „Partii Robotniczej” (dziś „Nowozelandzka Partia Robotnicza”). Jej obecna sekretarz Daphna Whitmore w 1990 r. była rzeczniczką „Grupy Poparcia na rzecz Wyzwolenia Peru”. Na początku lat 90-tych na Uniwersytecie Auckland (największej uczelni publicznej tego państwa) działała maoistowska grupa studencka „Stowarzyszenie Radykalne”. Jego członkowie jawnie gloryfikowali Świetlisty Szlak. W całej zachodniej Europie funkcjonowały komitety społeczne zwane „Słońce Peru” (Sol Peru Committees). Pod ich przykrywką organizowano pomoc dla SL. Istniały w Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii, Portugalii, Belgii, Szwajcarii, Holandii, Niemczech, Danii, Szwecji, Grecji, we Włoszech. We Francji nadzorował je b. ksiądz katolicki Jean Marie Mondet Isnard (wydawca „Roczników francusko-peruwiańskich”). Tam też działał „Francusko-Peruwiański Komitet przeciw Represjom”. Rozprowadzano plakaty, książki i nagrania muzyczne. Wśród intelektualistów urządzano zbiórki pieniędzy. Kupowano broń, którą następnie przerzucano do Peru. W Brukseli ulokowała się redakcja miesięcznika „El Diaro Internacional” – propagandowa tuba peruwiańskich maoistów. W Wielkiej Brytanii koncerty dawał peruwiański zespół o ostro brzmiącej nazwie „Musical Guerrilla Army”. Grupa grała w 1991 r. w Londynie. Fragment jednego z jej tekstów brzmiał: „krew ludzka posiada piękny aromat..” Tamtejszym „opiekunem” senderystów był Lord Avebury – przewodniczący Brytyjskiej Parlamentarnej Komisji Praw Człowieka! Skoro już mowa o tzw. prawach człowieka, to właśnie zachodni aktywiści Amnesty International i Human Rights Watch podnosili największe larum, gdy władze peruwiańskie zatrzymywały osoby powiązane ze Świetlistym Szlakiem. Panująca na Starym Kontynencie histeria dotycząca „praw człowieka” powodowała, że niemal każdego aresztowanego członka SL, natychmiast ogłaszano „więźniem politycznym” lub „bojownikiem o sprawiedliwość”. Dużym poparciem cieszyli się senderyści w Danii i Szwecji. Nawiasem mówiąc, to intrygujące, skąd u potomków wikingów to umiłowanie lewactwa?! W Danii działała „Grupa Wsparcia Walki Wyzwoleńczej Ludu Peruwiańskiego”. W Szwecji ogłupiały miejscowych m.in. „Grupa Ayacucho” „Środowisko Studiów Peru”, czy „Ludowy Ruch Szwecji”. Tamże ukrywali się terroryści z SL i rezydowała rodzina Guzmána. We wrześniu 2008 r. można było nawet ujrzeć demonstrujących w obronie Guzmána. Miało to miejsce w Malmö, podczas kolejnego już (5-tego) Europejskiego Forum Społecznego. Imprezę tą, jak wiadomo oficjalnie organizują tzw. obywatelskie ruchy społeczne. W rzeczywistości stoją za tym „międzynarodówka lewacka” i tzw. alterglobaliści (awansowani niedawno z pozycji antyglobalistów). A wszystko dzieje się pod sztandarami walki z „zagrażającymi światowemu pokojowi” – neonazizmem, rasizmem, ksenofobią i imperializmem. Jak widać, lata mijają, a hasła wciąż te same...